sobota, 14 listopada 2015

Polacy są za głupi na oszczędzanie w kasach oszczędnościowo budowlanych

"Kontrolowaną piramidą finansową" nazywa NBP kasy oszczędnościowo-budowlane wzorowane na niemieckich bausparkassen. Sejmowe komisje finansów publicznych i infrastruktury nie chcą ich u nas.

Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
W takiej kasie oszczędza się przez pewien czas na niski procent, a potem bierze tani kredyt o stałym oprocentowaniu. Utworzenie tego typu kas zaproponowali posłowie SLD, a Sejm skierował projekt ustawy do obróbki w komisjach. Trwała ona zaledwie kilkanaście minut. Zakończyła się przyjęciem wniosku, w którym komisje rekomendują wyrzucenie projektu do kosza. Dlaczego?

Nie ma kasy na kasy

Janusz Cichoń z PO wyjaśniał, że ze względu na konsekwencje budżetowe. Zgodnie z projektem zachętą do oszczędzania przez minimum trzy lata miałaby być budżetowa premia w wysokości 20 proc. zgromadzonego wkładu, ale nie więcej niż 2,4 tys. zł rocznie. Tego, kto odłożyłby w ciągu pięciu lat 60 tys. zł i więcej, państwo wsparłoby kwotą 12 tys. zł. Dla porównania: beneficjenci zapowiadanego przez rząd programu "Mieszkanie dla młodych" mają dostać od państwa dopłatę do kredytu - w zależności od miasta - ok. 30-40 tys. zł.

Problem w tym, że - jak ocenia NBP - do kas przystąpiłoby nawet 5 milionów oszczędzających, co oznaczałoby dla budżetu wydatki rzędu 4 mld zł rocznie. Tymczasem na dopłaty do kredytów rząd jest skłonny przeznaczyć przez pięć lat nieco ponad 3 mld zł.

Związek Banków Polskich, który zabiega w rządzie o program mobilizujący Polaków do oszczędzania, potwierdza, że w Czechach, na Słowacji i Węgrzech, gdzie od kilkunastu lat działają kasy oszczędnościowo-budowlane, oszczędzających są miliony. U nas najpewniej byłoby podobnie, nawet gdyby roczna premia wynosiła "tylko" ok. 500 zł.

NBP zwraca uwagę, że system kas działałby "na zasadzie kontrolowanej piramidy finansowej", czyli kredyty osób wchodzących do systemu sfinansowaliby przyszli oszczędzający. Kasy utraciłyby płynność, gdyby przestali napływać do nich nowi klienci. Żeby do tego nie dopuścić, konieczne mogłoby się okazać podniesienie premii. Według NBP jest to system bardzo ryzykowny dla finansów publicznych.

NBP proponuje stworzenie systemu oszczędzania opartego na bankach uniwersalnych i rynkowych stopach procentowych. Zachętą mogłoby być zwolnienie z podatku Belki. Dodajmy, że na tego typu ulgę zgodziło się już Ministerstwo Finansów. Mogliby z niej skorzystać oszczędzający na mieszkanie przez co najmniej pięć lat.

SLD proponuje kasy, które... skasował

Projekt ustawy o kasach oszczędnościowo-budowlanych wniósł do Sejmu SLD pod kierownictwem Leszka Millera. Jednak kiedy w 2002 r. był on premierem, nie pozwolił na powstanie tego typu kas.

Pięć lat wcześniej Sejm uchwalił stosowną ustawę wbrew ówczesnemu rządowi SLD-PSL, głównie głosami opozycji, m.in. Unii Wolności. Jednym z ojców ustawy był ówczesny poseł SLD, a obecnie szef Kongresu Budownictwa Roman Nowicki, który nieposłuszeństwo przypłacił karierą polityczną.

Kasy szybko utworzyły Bausparkasse Schwaebisch Hall i BGŻ, BHW i Wielkopolski Bank Kredytowy oraz LBS i PKO BP. Brakowało im tylko zgody NBP. Jednak kolejne rządy (w tym Unii Wolności i AWS) blokowały ich uruchomienie. Powód zawsze był taki sam: obawy o finanse państwa (budżet mógłby nie udźwignąć wydatków związanych z wypłatą specjalnych premii dla oszczędzających). Poza tym na rynku już działały w tym czasie konkurencyjne w stosunku do bausparkassen kasy mieszkaniowe, w których zachętą do oszczędzania była ulga podatkowa.

Ostatecznie Sejm na wniosek rządu Leszka Millera uchylił ustawę, która miała umożliwić kasom działalność.

Wydatki, ale i dochody

Na próżno niemieccy inwestorzy przekonywali, że premie nie są dla budżetu takie straszne i że skoro bausparkassen nie zrujnowały budżetów Czech i Słowacji, nie zrujnują też budżetu Polski. Niemcy powoływali się na wyniki badań gdańskiego Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Naukowcy udowadniali, że budżet państwa dokładałby do systemu bausparkassen tylko podczas rozruchu, tj. w ciągu pięciu, sześciu lat. Potem korzyści z rozkręcenia koniunktury budowlanej byłyby o wiele większe niż wydatki. A po dziewięciu, dziesięciu latach bilans dla budżetu byłby dodatni. Budżet zarabiałby głównie na podatkach VAT i dochodowym oraz zmniejszeniu wydatków na zasiłki dla bezrobotnych.

Kasy niemieckie zakładały, że na proponowaną przez nie formę oszczędzania zdecyduje się początkowo 700 tys. Polaków, a w następnych latach liczba oszczędzających ustabilizuje się na poziomie 1 mln. Do działających w tym czasie trzech lat kas mieszkaniowych zapisało się zaledwie 40 tys. osób.

Obecnie w ZBP oceniają, że nawet gdyby roczna premia wynosiła ok. 500 zł, oszczędzających mogłoby być 7 mln. Dla budżetu oznaczałoby to wydatki rzędu 1,5 mld zł rocznie. Jednak po kilku latach wpływy z VAT, CIT i PIT przewyższyłyby wydatki. Bardzo realny jest scenariusz, że w ciągu 18 lat budżet zarobiłby na czysto prawie 46 mld zł. Dodajmy, że przewodniczący Komitetu ds. Finansowania Nieruchomości ZBP Jacek Furga pracował dla Bausparkasse Schwaebisch Hall, kiedy ta tworzyła kasę z BGŻ.

1 komentarz:

  1. A policzyli oni ile państwo zarobi na czysto na zwiększonych obrotach i zyskach firm budowlanych i na materiałach do budowy?
    A policzyli ile budżet zarobi na czysto na podatkach od nieruchomości wybudowanych przy pomocy tego systemu?

    OdpowiedzUsuń