czwartek, 31 grudnia 2015

Jasnowidz Jackowski o 2016 r.


wtorek, 29 grudnia 2015

Jasnowidzka Baba Wanga

Baba Vanga. Przepowiednie. Wojna światowa ma wybuchnąć 10 listopada

środa, 2 grudnia 2015

Patrioty za darmo albo wcale.

 

Minister obrony narodowej, Antoni Macierewicz, poinformował, że nie kupimy słynnych rakiet Patriot. I bardzo dobrze, bo nie powinniśmy kupować kota w worku za miliardy dolarów.
źródło  http://wiadomosci.onet.pl/kraj/macierewicz-stawia-sie-amerykanom/d33p2n

Krótko mówiąc, ten kontrakt w istocie nie istnieje. (…) Mówienie, że jest system Wisła, podczas gdy nie podjęto w tej materii żadnych realnych działań, nie ma realnych rozmów, jest w istocie narażaniem bezpieczeństwa Rzeczpospolitej - stwierdził podczas posiedzenia Komisji Obrony Narodowej minister Antoni Macierewicz, mówiąc o zakupie systemu Patriot w ramach programu Wsiła. Natomiast w kwestii decyzji o zakupie śmigłowca wielozadaniowego stwierdził – Te decyzje zostały podjęte mimo bardzo poważnych uchybień, jakie w istocie były widoczne (…) zwłaszcza na etapie analizy technicznych możliwości helikoptera typu Caracal.

Przetarg na system „Wisła” przygotowywany przez poprzednią ekipę polityków znalazł się pod lupą ministra Macierewicza. Nie jest wykluczone a nawet bardzo prawdopodobne, że do gry wrócą inne firmy, które już nam oferowały swoje rozwiązania. Niemal na pewno w przypadku powtórzenia przetargu pojawi się MEADS , trójnarodowe konsorcjum w którego skład wchodzą: MBDA Deutschland, MBDA Italia i amerykański Lockheed Martin. W połowie 2014 Inspektorat Uzbrojenia podjął decyzję o wykluczeniu spółki z przetargu. Jednym z głównych powodów był fakt, że omawiane zestawy nie osiągnęły stanu gotowości operacyjnej. Warto wspomnieć, że mimo to zdecydowano się na system Patrot, który dalej nie istniej w takiej wersji jakiej chce MON.

 Oferta przedstawiona przez MEADS International stronie polskiej była pod jednym względem bezkonkurencyjna. W zamian za udział w przedsięwzięciu MEADS, dostalibyśmy 33 proc. udziałów w przedsięwzięciu, a tym samym prawa do decydowania o rozwoju, sprzedaży wspólnego produktu. System jest o tyle ciekawy, że radar może np. stać w Polsce, rakiety w którymś kraju skandynawskim a centrum dowodzenia w Niemczech. Możliwa jest oczywiście inna konfiguracja. Najistotniejsze jest jednak to, że jego zakup rozważa kilka innych krajów w tym Włosi, Holendrzy, Bułgarzy i Rumuni. To oznacza, że mielibyśmy wymierne zyski z produkcji i udziałów w całym projekcie. Trzeba jednak pamiętać, że konsorcjum przedstawiając nam tę ofertę, było trochę pod ścianą. Potrzebowało pieniędzy na dokończenie programu a zakup ich systemu przez Niemcy nie był pewny. Berlin nie mógł się zdecydować czy postawić na nowy system czy też modernizować Patriota.

 Teraz sytuacja wygląda inaczej. Niemcy zdecydowały się kupić system MEADS. Czy firma wróci teraz z podobną ofertą jaką przedstawiła Polsce poprzednio? Tego nie wiadomo. Na pewno jednak system będzie miał konkurencyjną cenę. Berlin za swój system zapłacił ok. 17 mld zł, czyli mniej więcej trzy razy taniej niż kosztowałaby modernizacja Patriotów.

źródło  http://www.fakt.pl/biznes/przetarg-na-program-wisla-do-powtorki-polska-tarcza-antyrakietowa-nie-istnieje,artykuly,594113.html

















niedziela, 15 listopada 2015

Zyski banków trafiają z Polski do Włoch, USA a nawet Japonii. W sumie 2,5 mld zł




Fot. geralt / pixabay (CC0 Public Domain)
W ciągu piętnastu lat aż 60 mld zł z zysków banków trafiło do kieszeni inwestorów. W ostatnich latach większość pieniędzy popłynęła za granicę, nawet do tak egzotycznych zakątków świata jak Japonia. Czy to "chciwi, zagraniczni bankierzy", czy normalna praktyka? Czy pomysł PiS dotyczący repolonizacji banków ma sens?
W tym roku z banków działających w Polsce prawie 2,5 mld zł wypłynęło za granicę - wynika z ostatniego raportu Komisji Nadzoru Finansowego. To jedna szósta zysków wypracowanych przez sektor bankowy w 2014 roku. Najwięcej, bo ponad 1,3 mld zł, poszło na konta we Włoszech. Spore kwoty trafiły też w ręce inwestorów z USA i Holandii. Co ciekawe, kilkanaście milionów złotych uciekło do Japonii. źródło: KNF
Zyski banków trafiają za granicę w jak najbardziej legalny sposób - poprzez dywidendę. Właściciele akcji banków co roku decydują o sposobie rozdysponowania zysków. Okazuje się, że częściej dzielą się nimi z właścicielami banki kontrolowane przez inwestorów zagranicznych niż krajowych.
REKLAMA
Jak to wygląda w kwotach? Banki z przewagą kapitału polskiego zarobiły w ubiegłym roku 4,63 mld zł, z czego na dywidendę przeznaczyły niespełna 8 proc. tej kwoty. W tym samym czasie banki ze strategicznym inwestorem zagranicznym zarobiły 10,47 mld zł i wypłaciły w formie dywidendy 4,1 mld zł, czyli 39,5 proc.
Trzeba przy tym zauważyć, że to i tak niewiele w porównaniu z poprzednimi latami. Komisja Nadzoru Finansowego w 2015 roku znacząco ograniczyła swobodę dysponowania zyskami banków, które udzielały kredytów w walutach obcych. Z zysku za 2013 rok banki z kapitałem krajowym wypłaciły 25,1 proc. (936 mln zł), a "zagraniczne" 65,8 proc. zysku (6,5 mld zł).
W czyich rękach są największe banki działające w Polsce?
BankInwestor strategiczny
1 Powszechna Kasa Oszczędności Bank Polski Skarb Państwa, Polska
2 Bank Pekao UniCredit, Włochy
3 Bank Zachodni WBK Banco Santander, Hiszpania
4 mBank Commerzbank, Niemcy
5 ING Bank Śląski ING Bank, Holandia
6 Bank Gospodarstwa Krajowego Skarb Państwa, Polska
7 Getin Noble Bank Leszek Czarnecki, Polska
8 Bank Millennium Banco Comercial Portugues, Portugalia
9 Raiffeisen Bank Polska Raiffeisen Bank International, Austria
10 Bank Handlowy w Warszawie Citigroup, USA
11 Bank Gospodarki Żywnościowej BNP Paribas, Francja
12 Deutsche Bank Polska Deutsche Bank, Niemcy
13 Bank BPH General Electric, USA
14 Alior Bank Carlo Tassara, Włochy
15 BNP Paribas Bank Polska BNP Paribas, Francja
16 Bank Ochrony Środowiska Skarb Państwa, Polska
17 Credit Agricole Bank Polska Credit Agricole, Francja
18 Bank Polskiej Spółdzielczości Banki spółdzielcze, Polska
19 Santander Consumer Bank Banco Santander, Hiszpania
20 Idea Bank Leszek Czarnecki, Polska
21 SGB-Bank Banki spółdzielcze, Polska
22 Euro Bank Societe Generale, Francja
23 Societe Generale Oddział w Polsce Societe Generale, Francja
źródło: KNF

KNF nie widzi problemu "chciwych, zagranicznych bankierów"

- Trzeba się zabezpieczyć przed upadkiem sektora finansowego. Dopóki za tymi instytucjami stoją chciwi, zagraniczni bankierzy, niewiele da się zrobić - twierdzi w rozmowie z money.pl Krzysztof Oppenheim, ekspert bankowy związany z sektorem od ponad 20 lat.
Tej tezy nie podchwytuje jednak Maciej Krzysztoszek z KNF. Podkreśla on, że sektor bankowy nie traci przez to, że inwestorzy blisko połowę zysków wypłacają sobie. Tłumaczy, że w wyniku konsekwentnie realizowanej polityki dywidendowej baza kapitałowa banków komercyjnych wzmacnia się, co przekłada się na stabilność sektora. To z kolei przyczynia się do utrzymania stabilnej sytuacji finansowej kraju.

Stwierdzenia w negatywnym kontekście, że zagranica wyprowadza zyski banków, nie użyłby także Tomasz Bursa, wiceprezes Opti TFI. Ekspert bankowy podkreśla, że to, czy bank wypłaca dywidendę, nie zależy od tego, skąd pochodzi właściciel, tylko od tego, czy bank jest wypłacalny i przynosi zyski. Duża kwota płynąca do zagranicznych akcjonariuszy wynika z tego, że to oni dominują w polskim sektorze bankowym. Tomasz Bursa zauważa, że banki z kapitałem zagranicznym mają generalnie wysokie współczynniki wypłacalności i są lepiej prowadzone. Po drugiej stronie mamy polskie banki, których jest bardzo niewiele i wśród nich są takie, które nie zarabiają wielkich pieniędzy - nie mają się więc czym dzielić.
- Dla banków z kapitałem zagranicznym ważniejsze jest zadowolenie inwestorów. Polskie banki są mniej lub bardziej zależne od Skarbu Państwa, więc nadrzędnym dobrem dla nich jest działanie na rzecz gospodarki i samego banku. Takie zachowanie powinniśmy promować - przekonuje jednak Oppenheim. Sugeruje przy tym repolonizację banków, choć nie wykluczałby nawet renacjonalizacji.

Źródło  http://www.money.pl/banki/raporty/artykul/zyski-bankow-trafiaja-z-polski-do-wloch-usa,92,0,1946972.html

sobota, 14 listopada 2015

Polacy są za głupi na oszczędzanie w kasach oszczędnościowo budowlanych

"Kontrolowaną piramidą finansową" nazywa NBP kasy oszczędnościowo-budowlane wzorowane na niemieckich bausparkassen. Sejmowe komisje finansów publicznych i infrastruktury nie chcą ich u nas.

Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
W takiej kasie oszczędza się przez pewien czas na niski procent, a potem bierze tani kredyt o stałym oprocentowaniu. Utworzenie tego typu kas zaproponowali posłowie SLD, a Sejm skierował projekt ustawy do obróbki w komisjach. Trwała ona zaledwie kilkanaście minut. Zakończyła się przyjęciem wniosku, w którym komisje rekomendują wyrzucenie projektu do kosza. Dlaczego?

Nie ma kasy na kasy

Janusz Cichoń z PO wyjaśniał, że ze względu na konsekwencje budżetowe. Zgodnie z projektem zachętą do oszczędzania przez minimum trzy lata miałaby być budżetowa premia w wysokości 20 proc. zgromadzonego wkładu, ale nie więcej niż 2,4 tys. zł rocznie. Tego, kto odłożyłby w ciągu pięciu lat 60 tys. zł i więcej, państwo wsparłoby kwotą 12 tys. zł. Dla porównania: beneficjenci zapowiadanego przez rząd programu "Mieszkanie dla młodych" mają dostać od państwa dopłatę do kredytu - w zależności od miasta - ok. 30-40 tys. zł.

Problem w tym, że - jak ocenia NBP - do kas przystąpiłoby nawet 5 milionów oszczędzających, co oznaczałoby dla budżetu wydatki rzędu 4 mld zł rocznie. Tymczasem na dopłaty do kredytów rząd jest skłonny przeznaczyć przez pięć lat nieco ponad 3 mld zł.

Związek Banków Polskich, który zabiega w rządzie o program mobilizujący Polaków do oszczędzania, potwierdza, że w Czechach, na Słowacji i Węgrzech, gdzie od kilkunastu lat działają kasy oszczędnościowo-budowlane, oszczędzających są miliony. U nas najpewniej byłoby podobnie, nawet gdyby roczna premia wynosiła "tylko" ok. 500 zł.

NBP zwraca uwagę, że system kas działałby "na zasadzie kontrolowanej piramidy finansowej", czyli kredyty osób wchodzących do systemu sfinansowaliby przyszli oszczędzający. Kasy utraciłyby płynność, gdyby przestali napływać do nich nowi klienci. Żeby do tego nie dopuścić, konieczne mogłoby się okazać podniesienie premii. Według NBP jest to system bardzo ryzykowny dla finansów publicznych.

NBP proponuje stworzenie systemu oszczędzania opartego na bankach uniwersalnych i rynkowych stopach procentowych. Zachętą mogłoby być zwolnienie z podatku Belki. Dodajmy, że na tego typu ulgę zgodziło się już Ministerstwo Finansów. Mogliby z niej skorzystać oszczędzający na mieszkanie przez co najmniej pięć lat.

SLD proponuje kasy, które... skasował

Projekt ustawy o kasach oszczędnościowo-budowlanych wniósł do Sejmu SLD pod kierownictwem Leszka Millera. Jednak kiedy w 2002 r. był on premierem, nie pozwolił na powstanie tego typu kas.

Pięć lat wcześniej Sejm uchwalił stosowną ustawę wbrew ówczesnemu rządowi SLD-PSL, głównie głosami opozycji, m.in. Unii Wolności. Jednym z ojców ustawy był ówczesny poseł SLD, a obecnie szef Kongresu Budownictwa Roman Nowicki, który nieposłuszeństwo przypłacił karierą polityczną.

Kasy szybko utworzyły Bausparkasse Schwaebisch Hall i BGŻ, BHW i Wielkopolski Bank Kredytowy oraz LBS i PKO BP. Brakowało im tylko zgody NBP. Jednak kolejne rządy (w tym Unii Wolności i AWS) blokowały ich uruchomienie. Powód zawsze był taki sam: obawy o finanse państwa (budżet mógłby nie udźwignąć wydatków związanych z wypłatą specjalnych premii dla oszczędzających). Poza tym na rynku już działały w tym czasie konkurencyjne w stosunku do bausparkassen kasy mieszkaniowe, w których zachętą do oszczędzania była ulga podatkowa.

Ostatecznie Sejm na wniosek rządu Leszka Millera uchylił ustawę, która miała umożliwić kasom działalność.

Wydatki, ale i dochody

Na próżno niemieccy inwestorzy przekonywali, że premie nie są dla budżetu takie straszne i że skoro bausparkassen nie zrujnowały budżetów Czech i Słowacji, nie zrujnują też budżetu Polski. Niemcy powoływali się na wyniki badań gdańskiego Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Naukowcy udowadniali, że budżet państwa dokładałby do systemu bausparkassen tylko podczas rozruchu, tj. w ciągu pięciu, sześciu lat. Potem korzyści z rozkręcenia koniunktury budowlanej byłyby o wiele większe niż wydatki. A po dziewięciu, dziesięciu latach bilans dla budżetu byłby dodatni. Budżet zarabiałby głównie na podatkach VAT i dochodowym oraz zmniejszeniu wydatków na zasiłki dla bezrobotnych.

Kasy niemieckie zakładały, że na proponowaną przez nie formę oszczędzania zdecyduje się początkowo 700 tys. Polaków, a w następnych latach liczba oszczędzających ustabilizuje się na poziomie 1 mln. Do działających w tym czasie trzech lat kas mieszkaniowych zapisało się zaledwie 40 tys. osób.

Obecnie w ZBP oceniają, że nawet gdyby roczna premia wynosiła ok. 500 zł, oszczędzających mogłoby być 7 mln. Dla budżetu oznaczałoby to wydatki rzędu 1,5 mld zł rocznie. Jednak po kilku latach wpływy z VAT, CIT i PIT przewyższyłyby wydatki. Bardzo realny jest scenariusz, że w ciągu 18 lat budżet zarobiłby na czysto prawie 46 mld zł. Dodajmy, że przewodniczący Komitetu ds. Finansowania Nieruchomości ZBP Jacek Furga pracował dla Bausparkasse Schwaebisch Hall, kiedy ta tworzyła kasę z BGŻ.

Rządzie, przywróć kasy budowlane

Czy budownictwo mieszkaniowe może się rozwijać bez systemu oszczędzania na mieszkania? Śmiem twierdzić, że nie. Przy czym, za rozwój uważam nie tylko wzrost liczby budowanych mieszkań, ale także względną stabilność rynku mieszkaniowego, w tym cen mieszkań. Ostatnie lata pokazały, że tego celu nie udało się osiągnąć. Dopóki banki miały nadpłynność, a na rynek płynęła rzeka pieniędzy, wydawało się, że mamy boom. Efektem ubocznym był jednak gwałtowny wzrost cen mieszkań, bo ich podaż nie nadążała za szybko rosnącym popytem. Co gorsza, można było odnieść wrażenie, że dla wielu kupujących kredyt w wysokości 400-500 tys. zł jest czymś wirtualnym. Bank dawał, to brali, nie zastanawiając się zbytnio nad konsekwencjami. Czy tak zachowywałby się ten, kto wcześniej zaoszczędziłby np. 100 tys. zł? Jestem pewien, że nie. Taka osoba o wiele bardziej szanowałaby pieniądze, bo wiedziałaby, ile trzeba wysiłku i czasu, żeby je zarobić.
Dlatego cieszę się, że Kongres Budownictwa Polskiego oraz Komitet Finansowania Nieruchomości przy Związku Banków Polskich zaproponowały projekt ustawy, na podstawie której miałaby powstać budowlane kasy oszczędnościowe wzorowane na niemieckich bausparkassen. Zachętą do oszczędzania przez kilka lat w takiej kasie na niski procent jest nie tylko możliwość uzyskania w przyszłości nisko oprocentowanego kredytu, ale również premia z budżetu państwa. Kongres proponuje, by budżet dopłacał co rok 20 proc. zaoszczędzonej kwoty. Przy czym premiowane były oszczędności nie przekraczające w danym roku 18 tys. zł. Maksymalna roczna premia wyniosłaby więc 3,6 tys. zł.

 
Ciekaw jestem, jak na tę propozycję zareaguje rząd. Przypomnę, że w 1997 r. Sejm - wbrew ówczesnemu rządowi - uchwalił ustawę o kasach budowlanych. Powstały nawet cztery polsko-niemieckie kasy, ale kolejne rządy uniemożliwiły im rozpoczęcie działalności, a w 2002 r. Sejm uchylił ustawę. Powodem była obawa, że budżet nie podoła wydatkom związanym z wypłatą premii. Poza tym, w tym czasie działały trzy konkurencyjne kasy mieszkaniowe, w których zachętą do oszczędzania była ulga podatkowa. Również ich żywot był krótki, bo kiedy zlikwidowano ulgi, skończył się dopływ nowych klientów.
Przez trzy lata byłem jednym z nich. I z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że taka kasa ma jedną podstawową zaletę: zmusza do oszczędzania. Gdyby nie było kas, nie miałbym motywacji.
Kasy są potrzebne także dlatego, że pozwalają zmierzyć własne możliwości. Jeśli jestem w stanie odkładać przez pięć lat dajmy na to 1,5 tys. zł miesięcznie, to znaczy, że prawdopodobnie poradzę sobie ze spłatą kredytu. Dziś wielu młodych ludzi bierze kredyt „pod korek” nie zdając sobie sprawy, czym to pachnie. Mało tego, przepłacają, bo jeśli nie mają wkładu własnego, bank rekompensuje sobie wyższe ryzyko wyższą marżą. Do tego dochodzi składka na ubezpieczenie niskiego wkładu.
Kasy potrzebne są także bankom, bo kryzys finansowy uświadomił im, że na dłuższą nie da się rozwijać akcji kredytowej, jeśli dysponują jedynie krótkoterminowymi lokatami. Potrzebny jest długoterminowy kapitał, a ten są w stanie dostarczyć kasy budowlane.
Jednak czy Kongres Budownictwa Polskiego nie proponuje zbyt wysokiej premii? 20 proc. to sporo. Jednak w kraju, w którym systemy oszczędzania są tak skompromitowane (wspomniane kasy, a wcześniej książeczki mieszkaniowe), musi być atrakcyjna zachęta. Po kilku latach, premię można by zmniejszyć nawet o połowę, tak jak to zrobili np. Czesi. Nie podzielam też obaw, że budżet nie podoła wypłatom premii. Przecież te pieniądze wrócą do budżetu, być może z nawiązką. Autorzy projektu policzyli, że gdyby w ciągu ośmiu lat do kas zapisało się 1,750 mln Polaków, a każdy odkładał co rok średnio 10 tys. zł, to w ósmym roku premie kosztowałyby budżet 3,5 mld zł. Jednak fundusz kredytowy w kasach sięgałby 100 mld zł. Do tego doszłyby komercyjne kredyty hipoteczne. Fiskus mógłby zacierać ręce.
Tym, których nie przekonuje ten argument, zwrócę uwagę, że kasy budowlane uruchomili Czesi, Słowacy i Węgrzy. Nasz rząd może więc sprawdzić, jakie dały efekty.
kasy budowlane
kasy budowlane
Źródło: Kongres Budownictwa


źródło  http://mieszkaniowy.blox.pl/2010/05/Rzadzie-przywroc-kasy-budowlane.html

Kasy budowlane sposobem na mieszkania i oszczędności

 Kasy budowlane sposobem na mieszkania i oszczędnościJacek Furga, wiceprezes Centrum Prawa Bankowego i Informacji przy ZBP.
W polskim systemie bankowym powstała luka płynnościowa - banki nie mogą już finansować długoterminowych kredytów. Przynajmniej częściowym sposobem na jej zmniejszenie jest proponowany przez Związek Banków Polskich kontraktowy system oszczędzania – mówi Jacek Furga, wiceprezes Centrum Prawa Bankowego i Informacji przy ZBP.
Obserwator Finansowy: Ekonomiści coraz częściej mówią, że banki dostają już zadyszki jeśli chodzi o kredytowanie długoterminowe.
Jacek Furga: Bo powstała luka płynnościowa. Nie tylko na dziś, ale to jest stała luka systemowa. Brakuje rodzimego finansowania akcji kredytowej. Według naszych badań, z niespełna 500 mld zł rodzimych depozytów gospodarstw domowych w bankach zaledwie 6-7 proc. to depozyty na okresy dłuższe niż roczne. A banki mają cały portfel kredytów hipotecznych na 25, 35 lat, albo nawet i dłuższe okresy.
System, w którym banki oferują 6,5 proc. za depozyty 3- lub 6-miesięczne i z nich finansują długoterminowe kredyty jest nie do utrzymania na dłuższą metę. Na dodatek powoduje zagrożenie dla polskiego systemu bankowego, bo gdyby pojawił się sygnał negatywny dotyczący bezpieczeństwa środków, to może się okazać, że stabilność tak krótkich lokat bankowych jest bardzo wątpliwa. Zrezygnować z odsetek od depozytu na trzy miesiące to nie jest żaden problem. Inaczej, gdy pieniądze są ulokowane np. w obligacjach na 5 czy 10 lat.
Czy banki powinny w zasadzie już zakręcić kurek z kredytami hipotecznymi? Zwłaszcza, ze dyrektywa CRD IV będzie wymagała, żeby dostosowały długość kredytów do terminów zapadalności depozytów.
W polskim systemie bankowym mamy równocześnie dwa problemy: zarówno niskiego wolumenu oszczędności jak i systemowego braku płynności w okresie najbliższych kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu lat. Jeśli byśmy chcieli utrzymać tempo kredytowania długoterminowego, głównie kredytów hipotecznych, z ostatnich lat, to banki potrzebowałyby około 800 mld zł nowych środków.Tak to szacuje Biuro Informacji Kredytowej. A dziś łączne oszczędności gospodarstw domowych, licząc w tym depozyty w sektorze bankowym, fundusze emerytalne, inwestycyjne, ubezpieczeniowe oraz gotówkę i papiery wartościowe, to bilion złotych.
Powoli wysycha też źródło finansowania zagranicznego. W latach 2005-2008, według badań prezesa Bankowego Funduszu Gwarancyjnego Jerzego Pruskiego, środki zagraniczne przyrosły o 143 mld zł. Tymczasem od czerwca 2011 do lutego 2012 nastąpił odpływ netto 14,2 mld zł. Czy nie jest to niebezpieczne?
Polskie banki na koniec 2011 roku finansowały akcję kredytową w 160-170 mld zł z pożyczek zagranicznych, czyli ze środków pożyczanych naszym bankom przez banki-matki, czy też pożyczanym na rynku międzybankowym. To tylko potwierdza, że brakuje krajowego finansowania.
Z około biliona oszczędności Polaków 11 proc. to środki w gotówce, poza kasami banków. Może warto o nie się pokusić?
Jest to na pewno kwota godna zainteresowania, jednak brak jest w naszym systemie finansowym zachęt do długoterminowego oszczędzania. Przyczyn tego jest wiele. Najistotniejsze są psychologiczne, bo ludzie sparzyli się na książeczkach mieszkaniowych jeszcze w czasach socjalizmu, a ostatnio złym sygnałem było zmniejszenie składki do otwartych funduszy emerytalnych. Po drodze były afery, takie jak Bezpieczna Kasa Oszczędności, czy ostatnio Amber Gold. Okazuje się, że ludzie nie mają zaufania do instytucji finansowych. Teraz PKO BP wprowadziło znowu Szkolną Kasę Oszczędności, ale warto byłoby ten program połączyć z jakimś systemem edukacyjnym.
To raczej wyzwanie na pokolenia, a banki muszą coś zrobić, żeby zasypać lukę płynnościową już teraz. Co można zrobić?
Jednym ze sposobów choć częściowego zmniejszenia luki są proponowane przez Związek Banków Polskich kontraktowe systemy oszczędzania, dające z jednej strony odsetki, z drugiej strony możliwość zaciągnięcia długoterminowego kredytu. Kasy oszczędnościowo-budowlane to pomysł sprzed ponad 100 lat, funkcjonuje doskonale w takich krajach, jak Niemcy czy Austria, a przyjął się również w większości krajów po transformacji.
Co to za system?
To po pierwsze system elastyczny, po drugie – zapewnia stały dopływ depozytów do systemu bankowego, czyli kas oszczędnościowo-budowlanych będących spółkami zależnymi banków. Klient zawiera umowę i przez od 5 do 7 lat  wpłaca co miesiąc określoną kwotę, a następnie może uzyskać kredyt, który udzielany jest na czas dwukrotnie dłuższy niż okres oszczędzania. Oszczędności są oprocentowane po niższej stopie niż na rynku, ale kredyt też.
Nominalna miesięczna kwota spłat kredytu jest w wysokości wpłat oszczędnościowych, co powoduje, że w statusie płynnościowym klienta kasy nic się nie zmienia. Natomiast w przypadku większych wydatków mieszkaniowych tani kredyt budowlany traktowany jest przez bank hipoteczny jako wkład własny, dzięki czemu bank liczy zdolność kredytową tylko od tego zadłużenia, jakie powstaje w nim, bo to, które jest w kasie nie generuje nowego obciążenia dla rodziny i nie narusza jej płynności finansowej. Dlatego kasy funkcjonują również jako zaczyn dla kredytu hipotecznego.
Po trzecie system działa jak stabilizator koniunktury na rynku kredytowym i budowlanym, na którym cykle trwają zwykle 7-8 lat. Zakładając 5-7 lat oszczędzania i 14-20 lat spłaty kredytu, mamy za sobą przynajmniej dwa cykle koniunkturalne. Zatem załamanie koniunktury nie dotyczy tego systemu i zgromadzonych w nim oszczędności. Gdy kredyt jest tani, ludzie mniej oszczędzają i system zwalnia, ale z kolei gdy na rynku jest bardzo drogo, to klienci kas stale biorą kredyty bo są niżej oprocentowane niż na rynku, a więc stale generują popyt na mieszkania. Dlatego nawet wtedy, kiedy na rynku bankowym pieniądz jest zbyt drogi, kasy generują stały dopływ inwestorów i inwestycji. Czyli spłaszczają wahania koniunkturalne.
A elastyczność obecności w takim systemie?
W każdym momencie uczestnictwa w kasie można policzyć na co jej klienta aktualnie stać. Można pieniądze wydać na remont, a nie na kupno mieszkania. Można w pewnym zakresie wybrać stopę oprocentowania oszczędności, np. wyższą i zgodzić się na wyżej oprocentowany kredyt, lub niższą, i wtedy kredyt będzie tańszy.
Jaki wolumen oszczędności mogłyby generować kasy? Są jakieś szacunki?
Na Słowacji oszczędza w tym systemie 1,3 mln osób, w Czechach na 10 mln mieszkańców jest 5 mln rachunków, co oznacza, że każda rodzina ma przynajmniej jeden. Do 2010 roku kasy wygenerowały na Słowacji umowy kredytowe na – w przeliczeniu – 50 mld zł, a w Czechach na 201 mld zł. Gdyby co dziesiąty Polak miał rachunek w kasie, byłoby to 3-4 mln rachunków, które generowałyby długoterminowy kapitał przez 5-7 lat.
Zakładam, że jeśli scenariusz by się powiódł, to w tym systemie na stałe mogłoby w Polsce oszczędzać nawet 5-7 mln ludzi. W pesymistycznym scenariuszu zakładam 1 mln osób, a to i tak więcej niż połowa tych, którzy mają dziś kredyty hipoteczne, bo jest ich 1,6 mln. W pierwszym roku system, w którym byłoby 300-350 tys. osób, mógłby wygenerować 4 mld zł oszczędności.
Przez cztery lata skumulowane oszczędności wyniosłyby 40 mld zł, czyli niemal tyle, ile rocznie udzielanych jest kredytów hipotecznych. Mamy w ten sposób pewien wehikuł, który generuje stały dopływ długoterminowych środków, będących w systemie bankowym przez co najmniej kilka lat.
Czemu takie rozwiązanie nie zostało wprowadzone w Polsce?
Pomysł z wprowadzeniem kas rozbija się z reguły o to, że rząd mówi, iż nie ma środków, bo system ten zakłada udział państwa w popieraniu budownictwa mieszkaniowego. Odpowiednia ustawa została uchwalona, podpisana przez prezydenta i opublikowana w 1997 roku, jednak nie wydano rozporządzeń dotyczących rozliczeń pomiędzy budżetem a kasami i nie można było wystartować. W związku z tym cztery gotowe wówczas instytucje bankowe nie uruchomiły działalności. NBP nie udzielił im licencji bo stwierdził, że jeśli rząd nie zapewni pomocy dla oszczędzających w kasach, to uruchomienie systemu się nie powiedzie. I słusznie.
System ma dwie ważne zalety. Z jednej strony generuje długoterminowe oszczędności, co w sytuacji powstałej luki płynnościowej w sektorze bankowym miałoby istotne znaczenie. Z drugiej strony tworzy bazę do długoterminowych inwestycji mieszkaniowych. Obecnie możemy z ok. 100 tys. mieszkań oddawanych rocznie wejść na 130-150 tys. Dopiero  gdybyśmy weszli na poziom 200 tys. to byłaby szansa wychodzenia z kryzysu, ale żeby do tego doszło, musi być pomysł na refinansowanie.
Propozycja ta nie rozwiąże całkowicie problemu mieszkaniowego, ale we wszystkich krajach, gdzie działa, jest ważnym elementem finansowania od 20 do 40 proc. budownictwa mieszkaniowego. Ma jednak jedną zasadniczą wadę: wprowadzający go rząd nie odetnie od niego kuponów politycznych, a będzie miał większe wydatki z budżetu i większy deficyt. Owoce będą za 3-4 lata, czyli zapewne za kadencji następców, którzy zdyskontują politycznie większe wpływy budżetu.
Łatwo stworzyć dobrze funkcjonujący system, jeśli dopłacać do niego będzie państwo. Ile musiałoby na to wydać?
Jeden złoty wydany na mieszkanie generuje kolejne 3 złote wydatków na infrastrukturę, transport, wyposażenie, obsługę, a to daje kolejne podatki dochodowe, VAT. Jeden złoty inwestycji mieszkaniowych daje 3 zł wpływów do budżetu w rachunku ciągnionym, jak pokazują to doświadczenia innych krajów. W pierwszych trzech latach trzeba tę masę pieniądza uruchomić zasilając kasy oszczędnościowo-budowlane, a dopiero po co najmniej czterech latach, kiedy zaczynają się pierwsze kredyty, pojawiają się większe wpływy do budżetu.
Żeby ten system uruchomić, konieczna byłaby dopłata w 1-3 roku premii w wysokości 20-25 proc. wpłaconych do kas pieniędzy. To zachęcałoby ludzi do oszczędzania. Badania Instytutu Badań na Gospodarką Rynkową pokazały, że po 5-6 latach budżetowi zwracają się wydatki poniesione w pierwszych latach działania systemu, kiedy dopłaca do oszczędności.
Więc jakie byłyby koszty budżetu w tym pierwszym okresie?
Rozwiązania są różne w różnych krajach, to kwestia do dyskusji. Na Węgrzech na przykład premia wynosiła 40 proc. oszczędności w pierwszym roku, ale w następnych już 30 proc. nowych oszczędności z danego roku. Zakładając, że premia wynosiłaby 20-25 proc. oszczędności, do systemu mogłoby wejść rocznie ok. 350 tys. nowych osób. Czyli po 5 latach mielibyśmy od 1,5 do 2 mln ludzi oszczędzających w tym systemie.
Zobowiązania budżetu zależą od tego, jaki wolumen oszczędności chcielibyśmy premiować. Zapewne maksymalna wysokość premii rocznej wynosiłaby od połowy do jednego miesięcznego wynagrodzenia. Chodzi o to, żeby nie premiować ludzi bogatych, którzy wniosą do systemu duże kwoty i dostaną premię od rządu, ale ludzi o średnich i niskich dochodach. Jeśli by więc premia wynosiła ok. 3 tys. zł w skali roku, to byłby to miliard złotych dopłat z budżetu w pierwszym roku. Potem wzrosłyby do 2-3 mld zł rocznie i na tym poziomie się już utrzymały.
Rząd chce zaproponować swój program „Mieszkanie dla młodych”. Jak pan go ocenia?
– Nie mówię, że to rozwiązanie złe, ale jednak jest niszowe i za te same pieniądze można zrobić znacznie więcej. Przedstawiony przez Ministerstwo Infrastruktury program też będzie generował ok. 1 mld zł kosztów, a adresowany jest do zaledwie 30 tys. rodzin rocznie. W projekcie kas oszczędnościowo-budowlanych mówimy o miliardzie złotych przy zaangażowaniu 350 tys. osób. Rządowy program pogłębia istniejącą lukę płynnościową, a ten ją zasypuje.
Rozmawiał Jacek Ramotowski


źródło    http://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/bankowosc/kasy-budowlane-sposobem-na-mieszkania-i-oszczednosci/

sobota, 7 listopada 2015

obrazek

Szczurek popełnia błąd: Kasy budowlano-mieszkaniowe to piramida finansowa

 Mateusz Szczurek, minister finansów

- Jestem bardzo mocno przeciwny kasom budowlano-mieszkaniowym - oświadczył w czwartek podczas debaty budżetowej w Senacie minister finansów Mateusz Szczurek. Określił ten pomysł jako "makroekonomicznie nieodpowiedzialny".
Zwolennikiem programu kas jest wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński.

Tymczasem według Szczurka to "zaproszenie do kryzysu". - Z kilku powodów, zaczynając od tego, że jest to - moim zdaniem - piramida finansowa, z której nie będziemy mogli się wykręcić - podkreślił minister finansów. - Książeczki mieszkaniowe są do dziś problemem dla budżetu - zauważył. Podczas debaty budżetowej w Senacie Szczurek odpowiedział w ten sposób na pytania senatorów dotyczące programu kas budowlano-mieszkaniowych.

Zdaniem ministra finansów taki program to byłoby "angażowanie środków publicznych w coś, co jest jednak jakąś formą konsumpcji". - Poza tym to jest inwestycja o bardzo niewielkiej stopie zwrotu i jest to makroekonomicznie nieodpowiedzialne - zaznaczył Szczurek.

100 lat tradycji

- W takim razie Pan minister powinien ostrzec rządy 11 krajów, w których działa tego typu system oszczędzania - ripostuje szef Komitetu ds. Finansowania Nieruchomości Związku Banków Polskich Jacek Furga. - W Niemczech ma on już ponad 100-letnią tradycję, co oznacza, że jest sprawdzony i bezpieczny. Mało tego, w niemieckich kasach można także oszczędzać na przyszłą emeryturę, a w Austrii i Słowacji na edukację i zdrowie.

Jacek Furga podkreśla, że dzięki niewielkiemu wsparciu państwa, w kasach oszczędzają miliony ludzi. Gromadzony przez nich kapitał zasila potem gospodarkę.

Dodajmy, że w zaproponowanych przez Związek Banków Polskich kasach oszczędnościowo-budowlanych, zachętą do oszczędzania miałaby być premia z budżetu państwa w wysokości maksymalnie 600 zł rocznie (10-proc. dopłatą byłyby premiowane oszczędności do 6 tys. zł). Dla porównania: beneficjenci rządowego programu "Mieszkanie dla młodych" dostają dopłatę do kredytu - w zależności od miasta - od 14 tys. do ponad 40 tys. zł. Zarezerwowanych na ten cel jest ok. 3,5 mld zł.

Jacek Furga podkreśla, że budżet dokładałby do kas oszczędnościowo-budowlanych tylko podczas rozruchu. Po kilku latach korzyści z rozkręcenia koniunktury budowlanej byłyby o wiele większe niż wydatki. Budżet zarabiałby głównie na VAT, CIT i PIT. Zmniejszyłyby się również wydatki na zasiłki dla bezrobotnych. - Potwierdza to Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową. Niestety, Ministerstwo Finansów nie jest zainteresowane wynikami jego badań. Usłyszeliśmy jedynie, że rządu nie stać na kolejny program - mówi Furga.

Związek Banków Polskich może jednak liczyć na Ministerstwo Gospodarki.

Będzie projekt Piechocińskiego

Pod koniec listopada ub.r. wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński zapowiedział, że na przełomie lutego i marca 2015 r. zostanie przedstawiony projekt dotyczący kas mieszkaniowych. Nie podał szczegółów planowanych rozwiązań. Podczas rozmowy z dziennikarzami wyjaśnił, że propozycje te nie będą się wiązały z wprowadzeniem nowych ulg podatkowych.

- Pomysł jest daleko zaawansowany. Będzie to bez ulg podatkowych, tylko w innej formule. Będziemy premiować tych, którzy systematycznie będą odkładać kilkaset złotych rocznie albo więcej. Myślę, że ten mechanizm jest stabilniejszy, bo tworzy także mocne źródło zasilania kapitałowego dla gospodarki - przekonywał Piechociński.

Natomiast w rozmowie z PAP wicepremier stwierdził: "Maksymalnie szybko powinniśmy przedstawić taki pakiet rozwiązań i w mojej ocenie powinien to zrobić Związek Banków Polskich. "Po perturbacjach z kolejnymi programami wspierania mieszkalnictwa, takimi jak 'Rodzina na swoim' czy teraz MdM, potrzebny jest nam powrót do idei kas mieszkaniowych z premią za systematyczne, comiesięczne oszczędzanie i być może powiązanie tego z ubezpieczeniami, np. z trzecim filarem" - wskazał Piechociński.

"Chodzi o to, by oszczędzającym w takim systemie przysługiwała nie tylko premia z krajowego funduszu mieszkaniowego, ale jeszcze jakiś dodatkowy mechanizm z filara ubezpieczeniowego" - tłumaczył.

Co to jest kasa mieszkaniowa

Kasa mieszkaniowa to jedna z form oszczędzania i uzyskania pieniędzy na inwestycję mieszkaniową. Mechanizm ten wymaga zaangażowania banków, które prowadzą rachunki oszczędnościowo-kredytowe dla klientów indywidualnych i udzielają kredytów przeznaczonych na zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych posiadacza rachunku.

Eksperci: dobre pomysły PiS dot. mieszkalnictwa, pytanie o finansowanie

 

 
Wybrane pomysły w proponowanym przez Prawo i Sprawiedliwość programie mieszkaniowym są dobre, jednak państwa może nie być stać na ich finansowanie - mówią PAP eksperci. Mają zwłaszcza wątpliwości co do propozycji reaktywacji kas mieszkaniowych.
Pierwszy pomysł PiS dotyczy powrotu do kas mieszkaniowych. Partia w swoim programie deklaruje: "znamy rezultaty zastosowania tego rozwiązania w latach 90-tych i jesteśmy świadomi, jakich błędów nie należy popełniać obecnie". Zapowiedzieli, że nowoutworzony system kas mieszkaniowych będzie szczelny. Autorzy wskazują, że rachunek oszczędnościowo-kredytowy mógłby założyć każdy obywatel jako rachunek indywidualny lub wspólny (np. wraz z małżonkiem). Po "oszczędzeniu" przez niego odpowiedniej sumy - tzw. wkładu minimalnego, bank udzielałby kredytu o niskim oprocentowaniu. Rachunki regularnie zasilane funduszami dodatkowo byłyby premiowane przez państwo, które wypłacałoby na konto obywatela bonus finansowy.

"System oszczędzania w takiej formule już się +przeżył+" - ocenił doradca rynku nieruchomości, wiceprezydent Federacji Porozumienia Polskiego Rynku Nieruchomości Tomasz Błeszyński. "Do tego już po prostu nie wrócimy. Jeżeli kasy mieszkaniowe nie będą +polityczną wydmuszką+ tylko zostaną obudowane na solidnej logistyce, legislacji i ulgach podatkowych, jeżeli będzie realna chęć, realna potrzeba oszczędzania - to dla pewnej grupy osób będzie to na pewno dobre rozwiązanie". Zaznaczył jednak, że nad takim projektem rząd musiałby długo i dokładnie pracować.

"Kasy mieszkaniowe w Polsce mają już jakąś swoją historię. Próbowano je wprowadzić w latach 90. - to się nie przyjęło" - mówi z kolei dyrektor w Marvipol Development Jacek Bielecki. "Kasy istnieją w krajach takich jak Czechy czy Niemcy, wymagało to bardzo dużego wsparcia państwa. Myślę, że u nas tego wsparcia nie będzie skąd wziąć - nie ma na to pieniędzy" - uważa ekspert. Jego zdaniem nie ma potrzeby reaktywacji tego projektu. "Niemieckie kasy mieszkaniowe mają ponad 100 lat tradycji. Są one pewnego rodzaju +masą krytyczną+, która po pewnym czasie staje się samowystarczalna. Nie mając nic przeciwko samej idei obawiam się, że nie będzie nas na to stać" - dodaje Bielecki.

Kasy mieszkaniowe funkcjonują m.in. w Czechach. Na 10 mln mieszkańców przypada tam 5 mln rachunków. Oznacza to, że każda rodzina ma przynajmniej jeden rachunek. Do końca 2013 r. czeskie kasy mieszkaniowe wygenerowały ponad 15 mld euro. Za najstabilniejszy system kas uważany jest jednak niemiecki budowany od XIX wieku. Za naszą zachodnią granicą ponad połowa gospodarstw domowych posiada umowy z kasą oszczędnościową co do końca roku 2013 wygenerowało środki rzędu 151 mld euro.

Inną propozycją PiS jest wprowadzenie na rynek mieszkań dostępnych dla wszystkich. Byłyby budowane mieszkania o określonej powierzchni, w określonym standardzie i w ramach określonej technologii. Takie mieszkania byłyby oferowane w trzech formach: na wynajem, na wynajem z tzw. dojściem do własności oraz na sprzedaż. Mieszkanie z wykończeniem miałoby kosztować 3 tys. zł za m kw. W programie PiS czytamy, że każdy zainwestowany w program 1 mld zł publicznych środków przyniósłby ponad 7 tys. nowych mieszkań.

Bielecki ocenia, że pomysł wspierania budownictwa przeznaczonego pod wynajem jest dobry, ale powinien być nieco zmodyfikowany. "Od dawna powinniśmy wspierać w Polsce budownictwo czynszowe, ale budownictwo czynszowe komercyjne. W całym cywilizowanym świecie jest bardzo rozwinięte prywatne budownictwo czynszowe, które w miarę rozwoju powoduje zmniejszenie stawek czynszu, bo oferta jest coraz większa" - tłumaczy. Dodaje, że "budową mieszkań powinny się zajmować podmioty gospodarcze, a nie państwo".

Błeszyński zwrócił uwagę na to, że faktycznie jest potrzeba poszerzenia rynku tanich mieszkań na wynajem z udziałem państwa. "Młodzi ludzie są teraz mobilni - jak mówił - nie przywiązują się do jednego miejsca. Chcą mieć funkcjonalne warunki mieszkania - mieszkania do wynajęcia za rozsądne pieniądze". Wyraził nadzieję, że "nowa ekipa ma świadomość, że rynek mieszkaniowy jest podstawą funkcjonowania obywateli". "Jeżeli nie chcemy, aby młodzi ludzie wyjeżdżali z kraju, jeżeli chcemy aby rosła demografia, jeżeli chcemy zbudować stabilne państwo musimy przygotować zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych" - powiedział.

Zdaniem Błeszyńskiego ta propozycja PiS jest jak najbardziej do zrealizowania. Jego zdaniem ceny mieszkań są "stanowczo przeszacowane". Uważa, że deweloperzy nakładają zbyt wysokie, sięgające niekiedy nawet 30 proc. marże.

Z tą opinią nie zgadza się dyrektor Marvipolu Development. Zwraca uwagę, że obecnie koszt metra kwadratowego w stanie deweloperskim przekracza deklarowane przez PiS 3 tys. zł., a do tego powinniśmy doliczyć jeszcze koszty wykończenie pod klucz (w najniższym standardzie jest to kilkaset zł na metrze) oraz podłączenie mediów. Zdaniem Bieleckiego "państwo w ogóle nie jest od budowania domów, czy wydobywania węgla i wielu rzeczy, które robi". "Państwo powinno usuwać przeszkody, które powodują to, że budujemy tak drogo. A dzieje się tak dlatego, bo państwo narzuciło przepisy i standardy techniczne, które w Europie są w ogóle nie spotykane, a które generują ogromne koszty" - powiedział.

 Polski Związek Federacji Deweloperów uważa, że jeśli chodzi o program mieszkalnictwa PiS to "aktualnie jest zbyt wiele niewiadomych". "Dla oceny realności i sensowności takiego projektu, trzeba znać więcej szczegółów. Kto będzie te mieszkania budował, kto i na jakich zasadach będzie je kupował, po jakim czasie będzie możliwy wykup i kto i na jakich warunkach będzie do niego uprawniony" - napisała w informacji dla PAP instytucja. PZFD zadeklarował, że chętnie włączy się do debaty i zaopiniuje projekty ustaw, jak tylko one powstaną.

Opinię PZFD podziela Błeszyński. Dodaje, że "pomysły są cenne, tylko wymagają dobrego obudowania". "Problem mieszkaniowy od 25 lat w Polsce jest tylko doraźnie łatany najróżniejszymi programami. Przeszłość pokazuje, że pomysły obudowywane legislacyjnie na prędce po prostu się rozsypały. Apelowałbym do przyszłego rządu o potraktowanie polityki mieszkaniowej w sposób całościowy i komplementarny" - mówił

sobota, 31 października 2015

Co jasnowidz Jackowski powiedział o wyborach parlamentarnych

  Oficjalna strona najsłynniejszego polskiego jasnowidza

Jasnowidz

Krzysztof Jackowski (ur. 1 czerwca 1963 r.) zajmuje się jasnowidzeniem od ponad 20 lat.
Pomagając policji z całej Polski rozwikłał wiele spraw kryminalnych. Potwierdzają to liczne dokumenty.
Do tej pory Krzysztof Jackowski pomógł w odnalezieniu ponad 700 osób i w rozwiązaniu ponad 1000 innych przypadków, takich jak odnalezienie dzieł sztuki, zwierząt, czy też zagubionych dokumentów.
Krzysztof Jackowski zasłużył się głównie ze spraw kryminalnych, gdyż one są najbardziej spektakularne. Profesja Krzysztofa Jackowskiego obejmuje także doradztwo życiowe i biznesowe, doradztwo partnerskie (uczuciowe), zdrowotne, odnajdywanie skradzionego mienia (rzeczy wartościowe, pojazdy, itp.), a także opisywanie przyszłych losów człowieka. Skuteczność Jackowskiego jest potwierdzona niejednokrotnie przez policję. Żaden inny jasnowidz czy wróżka w Polsce nie legitymuje się na swojej oficjalnej stronie chociażby jednym takim dokumentem wiarygodności.
Krzysztof Jackowski znany jest również z udziału w Eksperymencie Jasnowidz emitowanym w telewizji Polsat w 2001 roku, gdzie udowadniał swoje niezwykłe umiejętności, a także przybliżał swoje metody działań. Podczas programu realizowanego przez japońską telewizję, Krzysztof Jackowski brał udział w „pojedynku” jasnowidzów – został uznany przez Japończyków najlepszym jasnowidzem na świecie. Jasnowidz występował również w innych programach i audycjach. Stał się bohaterem licznych artykułów prasowych.
Zapraszamy do skorzystania z naszego biura, a także do zapoznania się z bogatą dokumentacją dostępną na naszej stronie. Warto dodać, że jest to najliczniejsza tego typu dokumentacja w kraju i najprawdopodobniej również na świecie. Stanowi ona ewenement, ponieważ jest prawnym dowodem jasnowidzenia.

W dni powszednie Krzysztof Jackowski przyjmuje w Człuchowie, ale istnieje również możliwość spotkania z nim w następujących miastach Polski:

  • w Gdańsku w każdą sobotę.
  • w Warszawie w każdą niedzielę.
  • w Katowicach

Aby umówić się na spotkanie w  Człuchowie prosimy o kontakt pod numerem telefonu:
721 273 618.

Natomiast, aby umówić się na spotkanie w Warszawie, Gdańsku lub Katowicach prosimy o kontakt pod numerem:
728 301 961.

Zalecamy kontakt w jeden z następujących sposóbów:
  • osobisty – po uprzednim umówieniu się telefonicznie
  • korespondencyjny lub mailowy – po uprzednim umówieniu się telefonicznie. Informujemy jednocześnie że skuteczność wizji jest taka sama jak wizja dokonywana na spotkaniu
Krzysztof Jackowski nie wykonuje wizji telefonicznie, gdyż takie praktyki nie mają nic wspólnego z jasnowidzeniem!
Zapraszamy również do zapoznania się z dokumentacją zawartą na w zakładce Dowody jasnowidzenia, gdyż jest ona ewenementem w skali światowej i jednoznacznym dowodem skuteczności wizji Krzysztofa Jackowskiego.

Zaskakujący testament Jarosława Kaczyńskiego!

 Marta Kaczyńska i Jarosław Kaczyński /Adam Chełstowski /Agencja FORUM

Jak dowiedział się tygodnik "Na Żywo" Jarosław poważnie myśli o zabezpieczeniu przyszłości Marty i jej córek.
- W testamencie chce uczynić bratanicę swoją jedyną spadkobierczynią - mówi informator "Na Żywo".
Według oświadczenia majątkowego Marta odziedziczy m.in. 1/3 domu na warszawskim Żoliborzu o powierzchni ok. 150 m2 i wartości 1,5 mln zł.

czwartek, 29 października 2015

500 zł na każde dziecko

 

Obietnicą dodatkowych 500 zł na każde dziecko PiS wygrał wybory. Wiemy już, na jakich zasadach te pieniądze będą przyznawane i jakie będą koszty takiej pomocy
21,6 mld zł w samym tylko 2016 r., to według obliczeń PiS-u koszy ich ustawy wprowadzającej comiesięczne wypłaty po 500 zł za posiadanie dziecka. Tak, 500 zł na dziecko rodzice dostaną w każdym miesiącu.

Jak na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” tłumaczy Henryk Kowalczyk, jeden z autorów programu, partia chce wprowadzić swój pomysł w życie jak najszybciej. Przynajmniej od 1 marca 2016 r., jeśli nawet nie od 1 stycznia.
Ile osób na tym skorzysta? Zdaniem autorów ustawy w sumie z dodatku ma skorzystać nawet 3,6 mln dzieci.
Dodatek na dziecko ma przysługiwać na drugie i każde kolejne dziecko. W przypadku rodzin, u których dochód rodziny w przeliczeniu na osobę nie przekracza 800 zł miesięcznie, będzie wypłacane także na pierwsze dziecko.
Pieniądze na pierwsze dziecko będą dostawać także rodzice dzieci niepełnosprawnych, jednak pod warunkiem, że dochód w rodzinie nie przekracza 1,2 tys. zł netto.
Uprawnionych rodzin, które mają niskie dochody i mogą liczyć na dodatek już na pierwsze dziecko, ma być 790 tys.
Będzie błędem ze strony PiS dostarczanie tych 500 zł. w formie pieniężnej. Mogą to być bony, czesne na przedszkola, szkoły, stypendia, finansowanie ferii itd.

czwartek, 24 września 2015

Przepowiednia jasnowidza o. Klimuszko! Co mówił o „żołnierzach Islamu”?


Konflikty zbrojne na Bliskim Wschodzie i groźby ze strony przywódców Państwa Islamskiego rodzą pytanie, czy wizja przyszłości naszkicowana przez zmarłego w 1981 r. ojca Czesława Klimuszkę nie urzeczywistnia się właśnie na naszych oczach. Przecież przewidział już kiedyś m.in. wybór Karola Wojtyły na papieża oraz datę śmierci Prymasa Polski, kardynała Augusta Hlonda
Widziałem żołnierzy przeprawiających się przez morze na takich małych, okrągłych stateczkach, ale po twarzach widać było, że to nie Europejczycy. Widziałem domy walące się i dzieci włoskie, które płakały. To wyglądało jak atak niewiernych na Europę. Wydaje mi się, że jakaś wielka tragedia spotka Włochy. Część buta włoskiego znajdzie się pod wodą. Wulkan albo trzęsienie ziemi? Widziałem sceny jak po wielkim kataklizmie. To było straszne – mówił przed ponad trzydziestoma laty o swojej wizji franciszkanin o. Klimuszko
 Czy dziś nie wyłania się obraz podobny? Według serwisu fronda.pl owszem. Choć na przepowiednię o. Klimuszki należy spojrzeć w nieco innym wymiarze. Z przechwyconych rozmów i listów członków Państwa Islamskiego ma wynikać, że udający uchodźców terroryści z ISIS przedostają się do Europy na łodziach przemycających nielegalnych imigrantów.
Libia ma długą linię brzegową rozciągającą się naprzeciw południowych państw krzyżowców, do których można z łatwością dostać się nawet na zwykłych łodziach. Warto pamiętać, że liczba wyjazdów nielegalnych imigrantów z wybrzeża jest ogromna, niższe szacunki mówią o 500 osobach dziennie. Według wielu (nielegalnych imigrantów) z łatwością można przekroczyć punkty kontrolne marynarki i dostać się do miast. Gdyby to choćby częściowo wykorzystać i rozwinąć strategicznie, można by sprowadzić pandemonium na południową Europę. Możliwe jest nawet zamknięcie żeglugi przez branie na cel statków i tankowców krzyżowców” – miał pisać w styczniu 2015 roku w liście pt. „Libia: strategiczna brama dla Państwa Islamskiego” jeden z członków Państwa Islamskiego, Abu Arhim al-Libim.– Dziś jesteśmy na południe od Rzymu. Za zgodą Allaha podbijemy Rzym – mówił w lutym 2015 roku, po dekapitacji 21 Koptów na położonej nad Morzem Śródziemnym libijskiej plaży, zamaskowany żołnierz Państwa Islamskiego. Właśnie w lutym 2015 roku prokuratura w Palermo na Sycylii wszczęła śledztwo w sprawie udających uchodźców terrorystów z Państwa Islamskiego. Mieli oni przedostawać się na teren Włoch właśnie z Libii.
 Według Frondy włoskie służby specjalne oceniają, że w każdym transporcie znajduje się średnio kilkanaście osób, które po przybyciu na kontynent szybko „gubią się”, by przeniknąć do działających już w innych państwach komórek. Tak napisał na łamach portalu defence24.pl cytowany przez Frondę Maciej Sankowski.
Na początku marca 2015 roku przebywający na wygnaniu w Kairze kuzyn obalonego libijskiego przywódcy Mu’ammara al-Kaddafiego – Ahmed Kadafi al-Dam – podał, że już w niedługim czasie może dotrzeć przez Morze Śródziemne do Włoch, a później na teren innych państw Starego Kontynentu nawet pół miliona zwolenników ISIS. Czy to oznacza, że Włochy w pierwszej kolejności padną ofiarą ataku?
  Wojna wybuchnie na Południu wtedy, kiedy zawarte będą wszystkie traktaty i będzie odtrąbiony trwały pokój. Rosję zdradzą jej sąsiedzi. Nie, nie my! (…). Ogniste włócznie uderzą w zdrajców. Zapłoną całe miasta. Potem rakiety pomkną nad oceanem, skrzyżują się z innymi, spadną w wody morza, obudzą bestię. Ona się dźwignie z dna. Piersią napędzi ogromną falę. Widziałem transatlantyki znoszone jak łupinki… Ta góra wodna sunie ku Europie. Nowy Potop! Zadławi się w Gibraltarze! Wychlupnie do środka Hiszpanii, wleje się na Saharę, zatopi włoski but aż po rzekę Pad. Zniknie pod wodą Rzym ze wszystkimi muzeami, z całą cudowną architekturą… Morze pokryje archiwa, wszystkie dokumenty opatrzone pieczęcią tajności teraz już będą na zawsze utracone (…) Widziałem z bliska ścianę wody idącą na Paryż, była wyższa od wieży Eiffla… Spływając w głąb lądu porywała ludzi, którzy się czepiali poręczy na balkoniku, u szczytu. Wody sunęły straszną potęgą, czułem w nich moc żywiołu, który wszystko zmiecie. Widziałem statki, zanim się wywróciły dnem porośniętym zielono… Kotłował się zwał porwanych dachów, zlizanych autobusów i gęstwa ciał ludzkich, kataklizm zapierający dech. A ja to widziałem jak z balkonu, cały obszar aż po horyzont. Te wody szły przez Niemcy aż tutaj. Sięgnęły Polski. (…) Tu , gdzie my dziś jesteśmy, będzie morze. Woda pokryje mój cmentarzyk. Chyba pan wie, że tu jest depresja? Z Kaszubii zostanie kilka wysepek. (…) Nasz naród powinien z tego wyjść nie najgorzej. Może pięć, może dziesięć procent jest skazane. Wiem, że to dużo, że to już miliony, ale Francja i Niemcy utracą więcej. Italia najwięcej ucierpi. To Europę naprawdę zjednoczy. Ubóstwo zbliża (…) Polska będzie źródłem nowego prawa na świecie, zostanie tak uhonorowana wysoko, jak żaden kraj w Europie (…) Polsce będą się kłaniać narody Europy. Widzę mapę Europy, widzę orła polskiego w koronie. Polska jaśnieje jak słońce i blask ten pada naokoło. Do nas będą przyjeżdżać inni, aby żyć tutaj i szczycić się tym” – mówił o swojej wizji o. Klimuszko.
 Kościół oficjalnie nigdy nie odniósł się do wizji o. Klimuszko. Czy wizjoner miał na myśli prawdziwy potop, czy raczej zalanie Europy przez przybyszów? Nigdy się pewnie tego nie dowiemy...

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Jak zebrać pieniądze na dom? ZBP chce nowych rozwiązań

 

Będą kolejne propozycje pomocy dla osób, które chcą kupić mieszkanie. Związek Banków Polskich chce po wyborach przedstawić swoje rozwiązania na problem finansowania mieszkalnictwa.
Chodzi o skonstruowanie systemu bardziej powszechnego i spójnego niż dotychczasowy. - Jest to zadanie, które nadal przed nami stoi - podkreśla szef Związku Krzysztof Pietraszkiewicz. Chodzi między innymi o rozwiązania skłaniające do oszczędzania w dłuższym okresie na cele mieszkaniowe oraz powszechnego budownictwa o charakterze czynszowym i na wynajem.
Pietraszkiewicz ma nadzieję, że spodziewany kilkuletni okres bez kampanii wyborczych pozwoli na to, żeby stworzyć warunki do przedyskutowania tej ważnej kwestii dla setek, tysięcy polskich rodzin. Podkreśla, że ZBP będzie aktywny w tej sprawie.
Przedstawiciele Związku kilkakrotnie zwracali uwagę na potrzebę stworzenia systemu kas oszczędnościowo-budowlanych w Polsce.

sobota, 29 sierpnia 2015

Nie będzie pomocy dla frankowiczów? Dlaczego?


Nie będzie pomocy dla frankowiczów?
PantherMedia
Senacka komisja finansów nie chce zgodzić się na to, by to banki w większości poniosły koszty różnicy po przewalutowaniu kredytów we frankach. To oznacza, że jeśli nawet ustawa o pomocy osobom zadłużonym we frankach wejdzie w życie, skorzysta z niej garstka osób
Senacka komisja finansów nie chce zgodzić się na to, by to banki w większości poniosły koszty różnicy po przewalutowaniu kredytów we frankach. To oznacza, że jeśli nawet ustawa o pomocy osobom zadłużonym we frankach wejdzie w życie, skorzysta z niej garstka osób. Nie wiadomo też, czy Sejm przed końcem kadencji zdąży z drugim projektem, który ma ulżyć kredytobiorcom.
W przyszłym tygodniu senatorowie ostatecznie rozstrzygną, jak będzie wyglądała pomoc dla frankowiczów. I nie ma się co łudzić, korzystne zmiany, które uchwalił kilka tygodni Sejm, przepadną.

Przymnijmy: posłowie zdecydowali, że zadłużeni będą mogli przewalutowywać kredyty we frankach na złotówki po bieżącym kursie. Następnie banki porównają wartość przeliczonego długu z jego wartością, gdyby kredyt od początku był zaciągnięty w złotówkach. 90 proc. różnicy – jak zdecydowali posłowie – miałyby spłacać banki. Dla większości frankowiczów takie przeliczenie byłoby opłacalne. Bo w pierwotnej wersji koszty miałyby być rozłożone po połowie.

– Rząd z niepokojem przyjął zmiany w ustawie przyjętej przez Sejm – mówi wiceminister finansów Izabela Leszczyna. Powód? Byłaby... zbyt kosztowna dla banków. Te na przeliczeniu – jak wynika z danych Komisji Nadzoru Finansowego – miałyby stracić nawet 22 mld zł. Mimo to ministrowie zasiadający w Sejmie poparli te przepisy.

Teraz senatorowie zamierzają przywrócić pierwotną wersję przepisów – także koszty między zadłużonymi a bankami mają się równo rozłożyć. Z uchwalonej przez Sejm ustawy wynika, że z przewalutowania mogłyby skorzystać także osoby z mieszkaniami do 100 mkw. i domami – 150 mkw. W pierwotnej wersji było to 75 mkw. i 100 mkw. I to już jest kompletny absurd, bo wtedy z przewalutowania skorzysta tylko ok. 50 tys. osób!

Platforma złożyła w Sejmie jeszcze drugi projekt, który zakłada, że osobom w trudnej sytuacji banki będą mogły dopłacać do rat – nawet 18 000 zł rocznie. Ale nie wiadomo, czy te przepisy uda się uchwalić, do końca kadencji zostały jeszcze tylko trzy posiedzenia. Może się więc okazać, że frankowicze, mimo obietnic polityków, zostaną bez wsparcia. 

środa, 26 sierpnia 2015

Przewalutowanie kredytów we frankach szwajcarskich. Główny akcjonariusz BPH będzie dochodził odszkodowania

 

Główny akcjonariusz banku BPH będzie dochodził od polskich władz odszkodowania, jeżeli te wprowadzą ustawę pomocy dla posiadaczy kredytów we frankach szwajcarskich. To zupełnie nowa odsłona trwającego sporu banków z rządem.
Władze koncernu General Electric skierowały list do polskich parlamentarzystów oraz prezydenta w sprawie zapowiadanego wprowadzenia ustawy, która ma pomóc posiadaczom kredytów w walutach obcych, przede wszystkim we frankach szwajcarskich. List został właśnie opublikowany na stronie internetowej Senatu.
Chodzi o uchwalone przez Sejm przepisy, w myśl których posiadacze kredytów walutowych będą mogli zmienić walutę na złote, a 90 procent kosztów takiego przewalutowania pokryją banki. Ustawą we wrześniu ma zająć się Senat.
Czytaj dalej:

Bankowcy chcą zmiany ustawy pomagającej frankowiczom





Podzielenie kosztów przewalutowania kredytów między zadłużonego a banki i przyznanie możliwości przewalutowania tylko mało zarabiającym - takie propozycje zmiany ustawy o frankowiczach proponuje Związek Banków Polskich. Bankowcy chcą również, by w cały proces zaangażował się NBP. Prace nad wzbudzające kontrowersje ustawą jeszcze trwają - teraz ma się nią zająć Senat.
- Chcielibyśmy, aby rozwiązania, które powstaną w parlamencie były rozwiązaniami, które będą służyć łagodzeniu skutków ewentualnych okresowych zmian wartości walut, ale jednocześnie w taki sposób, aby nadal sektor bankowy był stabilny, by bezpieczne były depozyty, żeby polski sektor bankowy nie zmniejszył istotnie zdolności do finansowania rozwoju polskiej gospodarki w kolejnych latach - mówi prezes Związku Banków Polskich Krzysztof Pietraszkiewicz.
Bankowcy sięgają też po mocniejsze argumenty. Główny akcjonariusz BPH grozi nawet pozwaniem Skarbu Państwa. Więcej na ten temat tutaj.
Głównym postulatem bankowców jest zmiana zapisu mówiącego o tym, że koszt restrukturyzacji kredytów walutowych w 90 proc. miałyby pokrywać banki. W pierwotnej wersji projektu ustawy autorstwa PO koszt miał być dzielony po równo pomiędzy bank i kredytobiorcę. Podczas głosowania nad ustawą nieoczekiwanie przyjęto jednak niekorzystną dla banków poprawkę autorstwa SLD.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Referendum

Wybory, urna wyborcza, głosowanie
Już 6 września w Polsce odbędzie się referendum, które ogłosił prezydent Bronisław Komorowski. W referendum Polacy będą odpowiadać na trzy pytania. To już ustalone. Pytania będą dotyczyły jednomandatowych okręgów wyborczy, finansowania partii politycznych i podatków. Na Se.pl możecie już dziś wyrazić swoje zdanie. Zapraszamy do głosowania!
Referendum zostało wyznaczone na niedzielę 6 września 2015 roku. Ogłosił je jeszcze prezydent Bronisław Komorowski, tuz po pierwszej turze wyborów prezydenckich. Aby referendum było ważne, a wyrażone w nim opinie wpływały na polityczną rzeczywistość, do urn musi pójść 50 proc. uprawnionych do głosowania obywateli. W referendum Polacy będą odpowiadali na trzy pytania. Pierwsze z nich brzmi: "Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych  okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej?”. Drugie pytanie: "Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa?", a trzecie pytanie: "Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej  rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika?".

wtorek, 11 sierpnia 2015

Prawie 22 mld zł mogą stracić banki na ustawie o frankowiczach

Prawie 22 mld zł mogą stracić banki na ustawie o frankowiczach; kryteria ustawy spełnia około 33 proc. kredytów w frankach i euro - wynika z opinii Komisji Nadzoru Finansowego dla szefa senackiej komisji budżetu i finansów publicznych Kazimierza Kleiny
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Zgodnie z wyliczeniami KNF pula kredytów udzielonych do końca 2009 r. spełniająca kryteria uchwalonej w ubiegłym tygodniu przez Sejm ustawy o frankowiczach wynosi ok. 33 proc. ogólnej wartości kredytów mieszkaniowych frankowych i w euro.

Wartość umorzeń związana z przewalutowaniem wraz z kosztami zmiany finansowania i pozostałymi kosztami może wynieść ok. 21,9 mld zł (w tym 18,2 mld zł dotyczyłoby kredytów udzielonych w latach 2007-08). Tyle wyniosłaby skumulowana strata banków związana z przewalutowaniem. Dopłaty klientów banków potencjalnie zmniejszające stratę oszacowano na ok. 1,4 mld zł. Komisja przyjęła, że wszyscy uprawnieni skorzystaliby z przewalutowania.

Przyjmując wariant nieuwzględniający poprawki SLD, wartość umorzeń wyniosłaby ok. 13,6 mld zł (11,2 mld zł dotyczyłoby kredytów udzielonych w latach 2007-08). Wskazano, że w wariancie tym straty banków rozłożone byłyby na trzy lata.

Banki zapłaczą

"Szacowana kwota umorzeń w dziesięciu z ankietowanych banków przekracza wartość ich wyniku finansowego z 2014 r., przy czym dla części z nich jest to wielokrotność wyniku rocznego (w przypadku sześciu banków jest to przekroczenie ponadtrzykrotne). Łączna wartość depozytów sektora niefinansowego dla tych dziesięciu banków wynosiła na koniec marca 2015 r. ponad 290 mld zł. Łączna wartość umorzeń ankietowanych banków stanowi prawie jedną piątą ich funduszy własnych, przy czym w sześciu z nich wartość umorzeń przekracza 20 proc. funduszy własnych" - napisano w opinii.

"Należy pamiętać, że niezależnie od obciążeń z tytułu umorzeń i pozostałych kosztów banki powinny również uzupełnić ewentualne braki w finansowaniu aktywów złotowych. W skrajnym przypadku oznacza to konieczność pozyskania przez nie z rynku 37,4 mld zł depozytów (...)" - obliczyła KNF.

Uchwalenie w ubiegłym tygodniu przez Sejm ustawy o szczególnych zasadach restrukturyzacji walutowych kredytów mieszkaniowych w związku ze zmianą kursu walut obcych do waluty polskiej wraz z niekorzystną dla banków poprawką SLD wywołało panikę na giełdzie - akcje banków traciły w ubiegły czwartek od kilku do ponad 20 proc. Analitycy oceniali, że w sumie zmiany mogą kosztować sektor finansowy blisko 20 mld zł, wobec 9-9,5 mld złotych zakładanych w pierwotnej wersji.

Komisja w opinii przesłanej senatorowi poinformowała, że spadki kursów akcji banków w zeszły czwartek spowodowały, że aktywa funduszy inwestycyjnych spadły o 422,1 mln zł. "Według wstępnych szacunków łączna wartość pakietu akcji banków, które znajdowały się w portfelach OFE na koniec dnia 6 sierpnia 2015 r., o 2 mld 68 mln zł (5,8 proc.), w porównaniu do dnia poprzedniego" - napisała KNF.

Co nowego dla frankowiczów?

Ustawa przewiduje, że kredytobiorca mógłby ubiegać się w swoim banku o przewalutowanie posiadanego kredytu hipotecznego w walucie obcej, czyli m.in. w szwajcarskim franku. Przewalutowanie następować ma po kursie z dnia sporządzenia umowy restrukturyzacyjnej i polegać na wyliczeniu różnicy pomiędzy wartością kredytu po przewalutowaniu a kwotą zadłużenia, jaką posiadałby w tym momencie kredytobiorca, gdyby w przeszłości zawarł z bankiem umowę o kredyt w polskich złotych. Bank ma umarzać 90 proc. tej kwoty. Jeżeli natomiast różnica byłaby wartością ujemną, to nie podlegałaby umorzeniu, ale stanowiła zobowiązanie kredytobiorcy w całości. Pierwotnie projekt przewidywał, że koszty przewalutowania będą ponoszone w połowie przez bank i kredytobiorców.

Z programu będą mogły skorzystać osoby, których relacja wartości kredytu do wartości zabezpieczenia jest wyższa niż 80 proc. Kolejnym warunkiem jest kryterium powierzchni nieruchomości - w przypadku mieszkania jego powierzchnia nie może przekraczać 100 m kw., a w przypadku domu 150 m kw. Jednak kryterium powierzchni nie dotyczy rodzin z trójką i więcej dzieci. Aby skorzystać z dobrodziejstw ustawy, kredytobiorca nie może posiadać innego mieszkania ani innego domu, chyba że ma inny lokal mieszkalny lub jego część w związku, nabyte w drodze spadku już po zaciągnięciu restrukturyzowanego kredytu.

Ustawa o frankowiczach trafiła teraz do prac w Senacie. Izba zajmie się nią na posiedzeniu w dniach 2-3 września, a kierowana przez Kleinę komisja - 27 sierpnia.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

ABSTRAKCYJNE OBRAZY

Abstrakcja (łac. abstractio – oderwanie) – w sztukach plastycznych: taka realizacja dzieła, w której jest ono pozbawione wszelkich cech ilustracyjności, a artysta nie stara się naśladować natury. Autorzy stosują różne środki wyrazu, dzięki którym "coś przedstawiają". Sztuka abstrakcyjna jest nazywana sztuką niefiguratywną. Jest to sztuka bardzo różnorodna, w której występują odrębne nurty, czasem związane z jednym tylko artystą.

Problemy, jakimi zajmują się artyści, zawsze dotyczą treści i formy. Forma stosowana w sztuce abstrakcyjnej może być bardzo różnorodna, jak tego dowodzą dotychczasowe dzieje sztuki. Tym, co wyróżnia sztukę abstrakcyjną od nieabstrakcyjnej, jest brak rozpoznawalnych przedmiotów. W swojej istocie sztuka abstrakcyjna jest najbliższa muzyce: w obu tych dyscyplinach sztuki ilustracja jakiegoś tematu jest budowana nie wprost, a poprzez odwołanie do swoistych środków wyrazu, takich jak rytm, barwa, kontrast, walor różne wielkości i wiele innych.
Dokładnie te same problemy formalne stoją przed artystami zajmującymi się sztuką tzw. "przedstawiającą", czy figuratywną, są one jednak w pewnym sensie ukryte przed odbiorcą, któremu warstwa ilustracyjna może wydawać się ważniejsza.
Odpowiedź na to, co przedstawia abstrakcja, jest równie trudna, jak na każde pytanie o sens dzieła: w warstwie wizualnej przedstawia to, co widać jako linie, plamy i punkty, które można opisać, zmierzyć i sfotografować – a w warstwie znaczeniowej może mieścić się wszystko. Zarówno emocje, jak i koncepcje filozoficzne, zabawa formą i rozwiązywanie własnych problemów autora, o których nie chce (nie może lub nie potrafi) mówić wprost.









Autor: Przemysław Świątek
Cena obrazu: 1500 zł. Mail: przemyslawswiatekwiner@gmail.com  tel: 785 88 45 55





Autor: Przemysław Świątek

Cena obrazu: 1300 zł. Mail: przemyslawswiatekwiner@gmail.com

 tel: 785 88 45 55



Autor: Przemysław Świątek
Cena obrazu: 1700 zł. Mail: przemyslawswiatekwiner@gmail.com
 tel: 785 88 45 55




Abstrakcja w rzeczywistości istniała w sztuce od zawsze. Jest to w zasadzie pierwszy przejaw w sztuce. Taką formę plastyczną możemy oglądać na paleolitycznych amuletach, czy w prehistorycznych jaskiniach, takich jak Lascaux i Altamirze. Potem abstrakcjonizm widoczny jest we wszystkich kulturach świata, na przykład w formie ornamentów.
Za ojca abstrakcjonizmu uważa się Rosjanina, Wassily'ego Kandinsky'ego. W latach 1910-1920 moda na abstrakcjonizm ogarnęła całą Europę.
Za pierwszy obraz abstrakcyjny uważa się dzieło Wassily'ego Kandinsky'ego, "Akwarelę abstrakcyjną".







 Abstrakcyjny znaczy oderwany, ogólny. W sztuce oznacza niepodobny do żadnego tworu natury. Dzieło abstrakcjonizmu jest więc "nieprzedstawiające". Forma dzieła ma zależeć tylko od osobowości artysty.

 
 Autor: Jackson Pollock
 
Autor: Theo van Doesburg
 
  Autor: Paul Klee



Komorowski wypoczywa w Budzie Ruskiej.




KOMOROWSKI. WRESZCIE WOLNE !

Andrzej Duda będzie miał problem. W Pałacu Prezydenckim obowiązuje zakaz palenia

Duda nie zapali w pałacu

Przez kompromitujące zdjęcie skreślą senatora Bogdana Pęka z listy PiS

W sobotę niektóre media opublikowały zdjęcie senatora PiS Bogdana Pęka śpiącego w ubraniu na korytarzu hotelu sejmowego. Władze partii podjęły już decyzję w jego sprawie
Senator Bogdan Pęk nie wystartuje w najbliższych wyborach z list PiS – poinformowała PAP w sobotę rzeczniczka PiS Elżbieta Witek. Jak dodała, powodem jest kompromitujące zdjęcie, które opublikowano w prasie.

 SENATOR BOGDAN PĘK

niedziela, 2 sierpnia 2015

"W Polsce wszyscy płacą takie same podatki. A chodzi o to, żeby bogaci płacili więcej, a biedni trochę mniej"

Rafał Woś: Trzeba potraktować podatki nie tylko jako sposób napełniania budżetu, ale jako drogę do wyrównania nierówności społecznych

 

http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,18407143,w-polsce-wszyscy-placa-takie-same-podatki-a-chodzi-o-to-zeby.html#TRwknd  

Na 63 tys. spożywczaków w Polsce tylko 7 tys. to polskie sklepy

SKLEP ZAKUPY KLIENCI
foto: SHUTTERSTOCK
Na co dzień kupujemy w sklepach o sympatycznie brzmiących polskich nazwach Biedronka, Żabka czy Groszek i nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że ich właścicielami są zagraniczne firmy. A tak jest w większości przypadków, bo na 63 058 sklepów spożywczych w Polsce zrzeszonych w sieci handlowe, jedynie 6970 to polskie placówki.
Choć wydaje się, że sklepy sieci Biedronka wręcz zalały Polskę, okazuje się, że w naszym kraju nie jest to wcale największa pod względem liczby lokali sieć. Na pierwszym miejscu z prawie 12,5 tys. sklepów jest portugalski Eurocash zrzeszający takie sklepy jak Groszek czy ABC. Na drugim miejscu są Żabki i Freshmarkety należące do międzynarodowego europejskiego funduszu. Tych lokali mamy w Polsce ok. 4 tys. Tyle samo ma polska grupa kapitałowa Specjał zrzeszająca Delikatesy Sezam oraz sieć Nasz Sklep – polska firma zajmuje więc drugie miejsce ex aequo z europejskim funduszem.

125 mld obrotu

Na dalszych miejscach pod względem ilości sklepów uplasowały się portugalski Lewiatan (ok. 3 tys. sklepów), portugalska Biedronka (pond 2,5 tys.), polski Rabat Detal (1 tys.), niemieckie Lidl i Kaufland (712), francuski Carrefour (702), polski Bać-Pol z siecią sklepów Słoneczko (534) i brytyjskie Tesco (455).


Zupełnie inaczej sytuacja wygląda, jeśli chodzi o obroty sklepów. Tu niekwestionowanym liderem jest Biedronka. Na drugim miejscu są Lidl i Kaufland, na podium załapał się też Eurocash. Dalej są Tesco, Carrefour, Lewiatan, Auchan, Specjał, Żabka i Polomarket. Wspólny roczny obrót wszystkich wymienionych sklepów daje rocznie, w przybliżeniu, ogromną kwotę 125 mld zł.

Źródło: money.pl
 http://www.se.pl/pieniadze/newsy/na-63-tys-spozywczakow-w-polsce-tylko-7-tys-polskie-sklepy_654630.html

piątek, 31 lipca 2015

Program Prawa i Sprawiedliwości


Zagadnienia ustrojowe

Prawo i Sprawiedliwość opowiada się za „sanacją państwa" i budową tzw. „IV Rzeczypospolitej". Propozycje partii sprowadzają się do oczyszczenia poprzez pozbycie się dziedzictwa PRL. Partia opowiada się za lustracją, dekomunizacją i odtajnieniem wszystkich dokumentów z okresu PRL[112].
PiS zaprezentowało całościowy projekt nowej konstytucji[113] przewidujący m.in.: przyznanie prezydentowi prawa wydawania na wniosek Rady Ministrów rozporządzeń z mocą ustaw, zmniejszenie Sejmu i Senatu czy likwidację Rady Polityki Pieniężnej. Pomimo przedwyborczych zapowiedzi przywrócenia kary śmierci[114], przeprowadzenia lustracji majątkowej polityków oraz upublicznienia nazwisk wszystkich agentów peerelowskich służb specjalnych i dekomunizacji, a także zmniejszenia liczby mandatów w obu izbach parlamentu i wprowadzenia systemu semiprezydenckiego, partia nie zrealizowała tej części programu w okresie sprawowania władzy.

Program gospodarczy

Prawo i Sprawiedliwość opowiada się za progresywną skalą podatkową. Wyrazem tego było m.in. poparcie dla propozycji wprowadzenia 50% stawki PIT w 2004[115]. Natomiast w 2006 posłowie partii poparli redukcję stawek podatkowych do dwóch – 18 i 32%[116]. W obecnym programie partia postuluje wprowadzenie trzeciej stawki podatkowej w wysokości 39% dla osób zarabiających powyżej 300 tys. zł (z wyłączeniem osób tworzących nowe miejsca pracy, a także podnoszenie kwoty wolnej od podatku do wysokości minimum egzystencji tj. około 6 tysięcy złotych rocznie)[117].
PiS deklaruje wsparcie dla małych i średnich przedsiębiorstw poprzez m.in. obniżanie pozapłacowych kosztów pracy (tzw. klina podatkowego), do czego Sejm (m.in. głosami PiS) przyczynił się już w 2007 (obniżając składkę rentową)[118] oraz likwidację barier biurokratycznych hamujących rozwój przedsiębiorczości (tzw. Pakiet Kluski[119], który nie został jednak poddany pod głosowanie).
Partia postuluje też gruntowną reformę finansów publicznych, m.in. likwidację jednostek budżetowych, funduszy celowych i gospodarstw pomocniczych i włączenie ich wydatków do budżetu, oraz wprowadzenie koncepcji budżetu zadaniowego. Ponadto proponuje wprowadzenie ulg podatkowych ze względu na ilość dzieci w rodzinie, utrzymanie zróżnicowanych stawek podatku VAT przy jednoczesnym obniżaniu stawki podstawowej, a także wprowadzenie możliwości odliczenia VAT przez finalnego odbiorcę robót budowlanych[117], rozliczanie VAT na zasadzie kasowej i wydłużenie okresu rozliczenia z 90 do 120 dni[120].
Ugrupowanie sprzeciwia się pochopnie przeprowadzanej prywatyzacji. Postuluje utrzymanie przez państwo kontroli nad spółkami o strategicznym znaczeniu, m.in. PZU. Sprzeciwia się też nadmiernym cięciom w wydatkach socjalnych. Popiera zachowanie bezpłatnej edukacji w szkołach podstawowych, średnich i na wyższych uczelniach państwowych, a także obecny system finansowania służby zdrowia. Proponuje wprowadzenie systemu gwarantowanych przez państwo kredytów mieszkaniowych. Opowiada się za szeroko pojętym programem wspierania polskiej rodziny. W tym celu proponuje opracowanie i przyjęcie kompleksowego programu polityki prorodzinnej. Partia jest przeciwko szybkiemu przyjęciu przez Polskę euro i wejściu do unii bankowej[121]. PiS sprzeciwiało się odwróceniu skutków reformy emerytalnej zaproponowanym przez koalicję PO-PSL, czego wyrazem było głosowanie przeciwko ustawie[122].
W kwestii walki z bezrobociem partia postuluje m.in. obniżenie składki emerytalno-rentowej młodych pracowników o 50%, wsparcie dla przedsiębiorców z terenów zdegradowanych ekonomicznie na pokrycie praktyk absolwentów w wysokości 50% wynagrodzenia lub 25% w przypadku praktyki odpłatnej[123], czy też udzielanie kredytów na dogodnych warunkach ludziom młodym chcącym podjąć działalność gospodarczą i tworzącym co najmniej dwa miejsca pracy[123].

Polityka zagraniczna

Prawo i Sprawiedliwość od początku opowiadało się za uczestnictwem Polski w strukturach Unii Europejskiej. W czasie kampanii przed referendum namawiało ludzi do poparcia członkostwa. Kolejnym kierunkiem polskiej polityki zagranicznej w wizji Prawa i Sprawiedliwości miały być Stany Zjednoczone. Realizując politykę proamerykańską w okresie trwania rządów, PiS zwiększyło udział polskiego kontyngentu wojskowego w Afganistanie. Zapowiadano utrzymanie możliwie bliskich związków z USA. W dalszej kolejności podkreślał wagę stosunków z sąsiadami z Europy środkowej i wschodniej.
Na początku rządów w listopadzie 2005 Rosja nałożyła embargo na import na polskiego mięsa i wyrobów roślinnych[124]. Rok później polska minister spraw zagranicznych Anna Fotyga zawetowała rozpoczęcie negocjacji nowej umowy pomiędzy Rosją a Unią Europejską[125]. Wybrany z ramienia PiS prezydent Lech Kaczyński odmówił udziału w spotkaniu przywódców trójkąta weimarskiego z powodu kłopotów zdrowotnych (choć nieoficjalnym powodem był obraźliwy artykuł w „Die Tageszeitung" na temat braci Kaczyńskich i ich matki Jadwigi)[60].
PiS poparło udział polskich żołnierzy w operacji w Iraku i sprzeciwiało się ich natychmiastowemu wycofaniu[5]. Weto spowodowało opowiedzenie się Unii Europejskiej po stronie Polski podczas szczytu Unia Europejska-Rosja w Samarze, ale nie doprowadziło do zniesienia embarga za rządów PiS. W grudniu tego samego roku rząd podjął decyzje o budowie gazoportu. Osłabieniu pozycji Rosji miała służyć decyzja PKN Orlen o zakupie elektrowni w Możejkach, z uwagi na konieczność modernizacji, m.in. kładzenia torów i tajemniczych awarii, inwestycja okazała się deficytowa[126].
Prawo i Sprawiedliwość w większości opowiedziało się za traktatem lizbońskim, popierając decyzję Lecha Kaczyńskiego o przystąpieniu do protokołu brytyjskiego[127].
W okresie sprawowania władzy rząd Jarosława Kaczyńskiego podjął oficjalne rozmowy o budowie w Polsce elementów tarczy antyrakietowej[124].

Kwestie społeczne

PiS w kwestiach społecznych prezentuje konserwatywne stanowisko. Partia sprzeciwia się legalności eutanazji[128] i aborcji[129]. PiS opowiada się za delegalizacją aborcji w przypadkach częściowego uszkodzenia płodu[130]. Deklaracje te znalazły potwierdzenie w głosowaniach z października 2012, gdy posłowie PiS poparli projekt Solidarnej Polski ograniczający możliwość przeprowadzania aborcji[131], PiS głosowało także przeciwko projektowi Ruchu Palikota rozszerzającego tę możliwość[132].
W kwestii edukacji ugrupowanie postuluje m.in. powszechny i bezpłatny dostęp do edukacji przedszkolenej[133], wycofanie skutków reformy edukacji z 1999 – m.in. powrót 8-letniej szkoły podstawowej, 4-letniego liceum, 5-letniego technikum i likwidację gimnazjów[134]. Reforma szkolnictwa wyższego zakłada zaś wycofanie się z modelu bolońskiego[135].
Partia w większości opowiada się przeciwko możliwości zapłodnienia in vitro, postulując wprowadzenie kar grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności[136].
Partia sprzeciwia się także rejestracji związków partnerskich oraz legalizacji tzw. „miękkich narkotyków".
W kwestii emerytur partia opowiada się za możliwością wyboru pomiędzy Zakładem Ubezpieczeń Społecznych a Otwartymi Funduszami Emerytalnymi[137].

Polityka karna

PiS opowiada się za zwiększeniem praw dla ofiar przestępstw i zaostrzeniem kar dla przestępców, w szczególności za przestępstwa przeciwko życiu, zdrowiu i mieniu. Jest także za przywróceniem kary śmierci[138]. Ugrupowanie przeforsowało w czasie swoich rządów utworzenie Centralnego Biura Antykorupcyjnego[139] i wprowadzenie zasady jawności oświadczeń majątkowych polityków oraz urzędników.
Partia postuluje również powrót do połączenia funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego[140].


https://pl.wikipedia.org/wiki/Prawo_i_Sprawiedliwo%C5%9B%C4%87