środa, 3 czerwca 2015

Rząd po raz kolejny odłożył decyzję o wsparciu budowy czynszówek



Mimo rekordowo tanich kredytów ubywa Polaków mogących sobie pozwolić na kupno własnego lokum. Tymczasem rząd po raz kolejny odłożył decyzję o wsparciu budowy czynszówek.


 Prawdopodobnie w niejednym banku z rozrzewnieniem wspominają końcówkę poprzedniej dekady, kiedy Polacy zaciągali kwartalnie przeszło 80 tys. kredytów mieszkaniowych. Tymczasem początek tego roku banki zakończyły wynikiem o połowę gorszym. A przecież np. w połowie 2008 r. kredyt złotowy był dwukrotnie droższy niż obecnie (ok. 3,6 proc.). Ba, więcej kosztował bijący wtedy rekordy popularności kredyt we frankach szwajcarskich. No i ceny mieszkań były dużo wyższe. Według bankowej bazy danych AMRON np. w stolicy przeciętna transakcyjna cena wynosiła 8,1 tys. zł za m kw., a obecnie - ok. 7,3 tys. zł. Jeśli zaś uwzględnić inflację, realny spadek cen jest jeszcze większy.

Młodzi emigrują...

Więc dlaczego Polacy nie ustawiają się w kolejce po kredyt?

- Bo wskutek kryzysu wyparował z nas hurraoptymizm - odpowiada główny analityk Notus Doradcy Finansowi Michał Krajkowski. - Z rozmów z potencjalnymi klientami wiem, że boją się zaciągać kredyt ze względu na niepewną sytuację na rynku pracy.

Krajkowski dodaje, że dostępność kredytów zmniejszyła się też wskutek wprowadzenia wymogu posiadania co najmniej dziesięcioprocentowego wkładu własnego, choć można go zastąpić dopłatą od państwa w ramach programu "Mieszkanie dla młodych". Szef Komitetu ds. Finansowania Nieruchomości przy Związku Banków Polskich (ZBP) Jacek Furga przyznaje, że dla rynku kredytów hipotecznych znaczenie tego programu jest niewielkie. W pierwszym kwartale banki przyznały bowiem tylko niespełna 4,5 tys. kredytów z budżetową dopłatą.

Analityk portalu RynekPierwotny.pl Andrzej Prajsnar zwraca uwagę, że większość dobrze zarabiających osób z pokoleń trzydziestolatków i czterdziestolatków już ma własne lokum. - Młodzi Polacy, którzy nie mogą znaleźć sobie miejsca na rynku pracy, wyemigrowali lub rozważają takie rozwiązanie - mówi Prajsnar.

...a bogaci zarabiają

Paradoksalnie deweloperzy budujący mieszkania w największych aglomeracjach chwalą się najlepszymi w historii swojej branży wynikami sprzedaży. Jacek Furga nie ma jednak wątpliwości, że w dużej mierze zawdzięczają to zamożnym klientom, którzy wycofują swoje oszczędności m.in. z lokat bankowych i giełdy, aby zainwestować w nieruchomości, w tym w mieszkania na wynajem tam, gdzie jest popyt, czyli w największych aglomeracjach.

Z analizy serwisu Domiporta.pl oraz firmy Home Broker, które biorą pod uwagę średnie ofertowe stawki czynszu (obniżone o 5 proc.) oraz medianę cen transakcyjnych mieszkań w siedmiu największych aglomeracjach, wynika, że przeciętna roczna rentowność z wynajmu oscyluje obecnie w granicach od 3,5 proc. w Poznaniu do 5 proc. w Gdańsku. I to przy założeniu 10,5-miesięcznego okresu najmu w ciągu roku oraz uwzględnieniu opłat dla administracji i podatku. Jest to stawka nie do osiągnięcia na bankowej lokacie.

Ani kupno, ani najem

Niestety, nie mamy dobrej wiadomości dla tych, których nie stać na kupno własnego mieszkania i rozważają najem. Jak podaje Bankier.pl, przez ostatni rok ceny wynajmu rosły szybciej niż pensje np. we Wrocławiu za mieszkanie o powierzchni od 38 do 60 m kw. trzeba zapłacić średnio 1971 zł miesięcznie, w Warszawie - 2565 zł, w Poznaniu - 1487 zł. Dla porównania - jak wynika z szacunków Lion's Banku i portalu nieruchomości Morizon.pl - rata kredytu zaciągniętego na zakup przeciętnego mieszkania dwupokojowego w dużym mieście wynosi 957 zł (w Warszawie przeszło 1,4 tys. zł).

Sęk w tym, że rośnie grupa młodych Polaków, których nie stać ani na kupno mieszkania za kredyt, ani nawet na najem.

Bartosz Turek z Lion's Banku podkreśla, że singiel zarabiający tyle, ile wynosi średnia dla miasta wojewódzkiego, wyda 30-50 proc. swojego dochodu na wynajem kawalerki. Dla porównania portal Numbeo.com szacuje, że w Niemczech wynajem kawalerki poza centrum kosztuje ok. 400 euro miesięcznie, czyli 20 proc. przeciętnego wynagrodzenia netto. Z kolei w Wielkiej Brytanii - jak podaje firma HomeLet w styczniowym raporcie - przeciętny czynsz odpowiadał 35 proc. deklarowanych przez najemców wynagrodzeń.

Czynszówki na kiedy?

Rządzący naszym krajem politycy zapewne widzą ten problem, o czym może świadczyć niedawna kampania wyborcza. Prezydent Bronisław Komorowski zapowiedział reaktywację programu wspierania społecznego budownictwa czynszowego. W tym czasie gotowy był już rządowy projekt stosownej ustawy. Zakłada on, że Towarzystwa Budownictwa Społecznego (TBS), spółki komunalne i spółdzielnie będą mogły ubiegać się w Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) o kredyt preferencyjny, którego oprocentowanie ma być takie jak średnia kwartalna trzymiesięcznej stopy WIBOR, czyli obecnie niespełna 1,7 proc. Bank doliczy sobie 1 pkt proc. marży, ale tę sfinansuje budżet państwa za pośrednictwem Funduszu Dopłat. Projekt zakłada ponadto, że czynsz w nowych czynszówkach nie będzie mógł przekraczać 5 proc. wartości odtworzeniowej lokalu, czyli np. w Warszawie niespełna 25 zł za m kw. W przypadku 50-metrowego mieszkania byłoby to 1250 zł.

Na stronie internetowej Rządowego Centrum Legislacji ten dokument ma adnotację: "Do rozpatrzenia na posiedzeniu Rady Ministrów w dniu 19 maja 2015 r.". Jednak także wczoraj rząd nie zajął się tą sprawą. Topnieją więc szanse, że ustawa będzie uchwalona jeszcze w tej kadencji Sejmu.

Projekt ustawy czynszowej


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz