Mimo rekordowo tanich kredytów ubywa Polaków mogących sobie pozwolić na
kupno własnego lokum. Tymczasem rząd po raz kolejny odłożył decyzję o
wsparciu budowy czynszówek.
Prawdopodobnie w niejednym banku z rozrzewnieniem wspominają końcówkę
poprzedniej dekady, kiedy Polacy zaciągali kwartalnie przeszło 80 tys.
kredytów mieszkaniowych. Tymczasem początek tego roku banki zakończyły
wynikiem o połowę gorszym. A przecież np. w połowie 2008 r. kredyt
złotowy był dwukrotnie droższy niż obecnie (ok. 3,6 proc.). Ba, więcej
kosztował bijący wtedy rekordy popularności kredyt we frankach
szwajcarskich. No i ceny mieszkań były dużo wyższe. Według bankowej
bazy danych
AMRON np. w stolicy przeciętna transakcyjna cena wynosiła 8,1 tys. zł
za m kw., a obecnie - ok. 7,3 tys. zł. Jeśli zaś uwzględnić inflację,
realny spadek cen jest jeszcze większy.
Młodzi emigrują...
Więc dlaczego Polacy nie ustawiają się w kolejce po kredyt?
- Bo wskutek kryzysu wyparował z nas hurraoptymizm - odpowiada
główny analityk Notus Doradcy Finansowi Michał Krajkowski. - Z rozmów z
potencjalnymi klientami wiem, że boją się zaciągać kredyt ze względu na
niepewną sytuację na
rynku pracy.
Krajkowski dodaje, że dostępność kredytów zmniejszyła się też
wskutek wprowadzenia wymogu posiadania co najmniej
dziesięcioprocentowego wkładu własnego, choć można go zastąpić dopłatą
od państwa w ramach programu "Mieszkanie dla młodych". Szef Komitetu ds.
Finansowania Nieruchomości przy Związku Banków Polskich (ZBP) Jacek
Furga przyznaje, że dla rynku kredytów hipotecznych znaczenie tego
programu jest niewielkie. W pierwszym kwartale banki przyznały bowiem
tylko niespełna 4,5 tys. kredytów z budżetową dopłatą.
Analityk portalu RynekPierwotny.pl Andrzej Prajsnar zwraca uwagę, że
większość dobrze zarabiających osób z pokoleń trzydziestolatków i
czterdziestolatków już ma własne lokum. - Młodzi Polacy, którzy nie mogą
znaleźć sobie miejsca na rynku pracy, wyemigrowali lub rozważają takie
rozwiązanie - mówi Prajsnar.
...a bogaci zarabiają
Paradoksalnie deweloperzy budujący mieszkania w największych
aglomeracjach chwalą się najlepszymi w historii swojej branży wynikami
sprzedaży. Jacek Furga nie ma jednak wątpliwości, że w dużej mierze
zawdzięczają to zamożnym klientom, którzy wycofują swoje oszczędności
m.in. z lokat bankowych i giełdy, aby zainwestować w nieruchomości, w
tym w mieszkania na wynajem tam, gdzie jest popyt, czyli w największych
aglomeracjach.
Z analizy serwisu Domiporta.pl oraz firmy
Home Broker, które biorą pod uwagę średnie ofertowe stawki czynszu
(obniżone o 5 proc.) oraz medianę cen transakcyjnych mieszkań w siedmiu
największych aglomeracjach, wynika, że przeciętna roczna rentowność z
wynajmu oscyluje obecnie w granicach od 3,5 proc. w Poznaniu do 5 proc. w
Gdańsku. I to przy założeniu 10,5-miesięcznego okresu najmu w ciągu
roku oraz uwzględnieniu opłat dla administracji i podatku. Jest to
stawka nie do osiągnięcia na bankowej lokacie.
Ani kupno, ani najem
Niestety, nie mamy dobrej wiadomości dla tych, których nie stać
na kupno własnego mieszkania i rozważają najem. Jak podaje Bankier.pl,
przez ostatni rok ceny wynajmu rosły szybciej niż pensje np. we
Wrocławiu za mieszkanie o powierzchni od 38 do 60 m kw. trzeba zapłacić
średnio 1971 zł miesięcznie, w Warszawie - 2565 zł, w Poznaniu - 1487
zł. Dla porównania - jak wynika z szacunków Lion's Banku i portalu
nieruchomości Morizon.pl - rata kredytu zaciągniętego na zakup
przeciętnego mieszkania dwupokojowego w dużym mieście wynosi 957 zł (w
Warszawie przeszło 1,4 tys. zł).
Sęk w tym, że rośnie grupa młodych Polaków, których nie stać ani na kupno mieszkania za kredyt, ani nawet na najem.
Bartosz Turek z Lion's Banku podkreśla, że singiel zarabiający
tyle, ile wynosi średnia dla miasta wojewódzkiego, wyda 30-50 proc.
swojego dochodu na wynajem kawalerki. Dla porównania portal Numbeo.com
szacuje, że w Niemczech wynajem kawalerki poza centrum kosztuje ok. 400
euro miesięcznie, czyli 20 proc. przeciętnego wynagrodzenia netto. Z
kolei w Wielkiej Brytanii - jak podaje firma HomeLet w styczniowym
raporcie - przeciętny czynsz odpowiadał 35 proc. deklarowanych przez
najemców wynagrodzeń.
Czynszówki na kiedy?
Rządzący naszym krajem politycy zapewne widzą ten problem, o czym może świadczyć niedawna kampania wyborcza.
Prezydent Bronisław
Komorowski
zapowiedział reaktywację programu wspierania społecznego budownictwa
czynszowego. W tym czasie gotowy był już rządowy projekt stosownej
ustawy. Zakłada on, że Towarzystwa Budownictwa Społecznego (TBS), spółki
komunalne i spółdzielnie będą mogły ubiegać się w Banku Gospodarstwa
Krajowego (BGK) o kredyt preferencyjny, którego oprocentowanie ma być
takie jak średnia kwartalna trzymiesięcznej stopy WIBOR, czyli obecnie
niespełna 1,7 proc. Bank doliczy sobie 1 pkt proc. marży, ale tę
sfinansuje budżet państwa za pośrednictwem Funduszu Dopłat. Projekt
zakłada ponadto, że czynsz w nowych czynszówkach nie będzie mógł
przekraczać 5 proc. wartości odtworzeniowej lokalu, czyli np. w
Warszawie niespełna 25 zł za m kw. W przypadku 50-metrowego mieszkania
byłoby to 1250 zł.
Na stronie internetowej Rządowego
Centrum Legislacji ten dokument ma adnotację: "Do rozpatrzenia na
posiedzeniu Rady Ministrów w dniu 19 maja 2015 r.". Jednak także wczoraj
rząd nie zajął się tą sprawą. Topnieją więc szanse, że ustawa będzie
uchwalona jeszcze w tej kadencji Sejmu.
Projekt ustawy czynszowej